Dressed to kill/ W przebraniu mordercy (1980)
Doktor Robert Elliott jest psychoanalitykiem, który w swoim gabinecie przyjmuje najróżniejszych pacjentów. Jednym z nich jest sfrustrowana seksualnie Kate, która pewnego dnia postanawia zerwać z małżeńską rutyną i zastosować klasyczny skok w bok. Jej niezobowiązująca znajomość znajduje szybki finał. Nie zdążywszy wrócić do męża Kate zostaje zamordowana w windzie. Świadkiem zbrodni jest prostytutka, Liz i to ona wspólnie z nastoletnim synem zamordowanej postanawia wytropić morderce. Oczy detektywów amatorów jak i policji szybko kierują się w stronę barwnej rzeszy pacjentów Roberta Elliotta.
„W przepraniu mordercy” to dość klasyczny thriller z wątkami psychologicznymi i kryminalnymi. Nakręcił go nikt inny jak Brian De Palma na podstawie własnego scenariusza. W obsadzie po za świetnym Michaelem Cainem w roli psychiatry możemy też podziwiać filuterną Nancy Alen pierwszą żonę reżysera, którą wcześniej obsadził w roli wrednej Chris w „Carrie„.
Fabuła filmu skupia się, co dość oczywiste, na rozwiązaniu zagadkowego zabójstwa. Głównymi tropicielami zbrodni jest Liz, która znalazła ofiarę i kątem oka dostrzegła kobietę – potencjalną sprawczynie oraz syn ofiary nastoletni Peter – jego też rozpoznacie jako gwiazdę wielu horrorów z lat ’80, chociażby „Christine”.
Sprawą zajmuje się też rzecz jasna policja. Z uwagi na to, że Kate mogła mieć styczność z innymi pacjentami swojego terapeuty policja zaprasza doktora Elliott’a do współpracy. Ten mimo niepokojących sygnałów odmawia ujawnienia tajemnicy lekarskiej.
Śledzimy tu więc potyczki detektywów amatorów i doktora, który może znać tożsamość sprawcy. Wszyscy są w niebezpieczeństwie, bo morderca jest nadal w grze.
Wnosząc po fabule mamy tu więc kawałek niezłej historii. W przeciwieństwie do typowego dla lat ’80 podejścia do tematyki seryjnych morderców nie mamy tu do czynienia ze zgraja sisiumajtków latających po lesie, a z inteligentną zagadką kryminalną. De Palma ma dla widzów niespodziankę, dość solidną aczkolwiek nie medalową. W epilogu poznamy podłoże działań zabójcy, pokuszono się tu o całkiem ciekawe studium psychologiczne.
Na dużą pochwałę zasługują też zdjęcia, jak zawsze w filach De Palmy nie ma tu przypadkowych ujęć, wszytko jest bardzo konsekwentne, każdy detal odgrywa tu rolę. Scena zabójstwa często porównywana jest do tej którą Hitchcock przedstawił w „Psychozie„. Film więc spokojnie można zaliczyć do grona tych bardziej udanych produkcji w temacie chorych morderców.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie: 6
Walory techniczne:9
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:7
66/100
W skali brutalności:1/10
No wiesz, Ilsa. Tylko 66 dla De Palmy? Nie mów, że końcówka zaskoczyła Cię tylko na 6.
No, niestety tak właśnie było. SPOILER. Od początku doktorek mi się nie podobał. Moją uwagę zwrócił fakt, że nie chciał współpracować z policją mimo, że miał kontakt z mordercą, wiedział kim jest. Pomyślałam wtedy, że facet ma pewnie klasycznie filmowe rozdwojenie jaźni i sam morduje po godzinach. szóstkę dałam więc w zasadzie za epilog z diagnozą niż za sam pomysł na zagadkę. KONIEC SPOILER
Z filmów De Palmy najbardziej lubię „Mój brat Kain”.
Dawno temu oglądałem ten film, teraz być może też bym się szybciej połapał, kto jest mordercą. „Mój brat Kain” nie widziałem. Moimi ulubionymi są „Życie Carlita” i „Misja na Marsa”. Podobała mi się też Namiętność.
To nie jest horror!
A przeczytałeś recenzję? Jest tam napisane, że to thriller z wątkiem kryminalnym.