Sadako vs Kayako (2016)
Dwie japońskie nastolatki, Suzuka i Yuki będą miały okazję sprawdzić na własnej skórze prawdziwość dwóch znanych, lokalnych legend. Pierwsza z dziewcząt wraz z rodzicami wprowadza się do dzielnicy z 'domem klątwy’, gdzie duch Kayako zabija każdego kto przekroczy jego próg. Yuki zaś chcąc pomóc przyjaciółce w przegraniu starej taśmy VHS na DVD staje się ofiarą morderczej kasety stworzonej przez innego ducha, Sadako.
Ale ubaw. Kiedy zobaczyłam w internetach tytuł „Sadako vs Kayako” myślałam, że to żart. Gdyby była by to produkcja amerykanów, którzy sprzedali nam niejeden pasztet w tym stylu, choćby „Freddy vs Jason” łatwiej byłby mi w to uwierzyć, ale Japończycy? Szczerze, miałam o nich lepsze zdanie i sądziłam, że ośmieszą swoich horrorowych perełek dla taniej komerchy. Ale cóż, może wcale nie mają „Kręgu” i „Klątwy” za wspomniane perełki? Osobiście widziałam wiele lepszych skośnych filmów. Z resztą, kto trafi za Japończykami? Na pewno nie Europejczycy:)
Zasiadłam więc do seansu z filmem spodziewając się całkowitej porażki na polu horroru. Okazało się, jednak, że Koji Shiraishi (min. twórca niesławnego „Grotesque”) wybrnął z temat z iście hollywoodzkim uśmiechem na ustach.
Kompilacja dwóch najsłynniejszych japońskich horrorów okazała się bowiem bardzo amerykańska. Zamiast pokrętnej, trudnej do odczytu dla zachodu fabuły mamy klasyczny, schematyczny i prosty jak drut scenariusz oparty na motywach często wstępujących w Hollywood i nakręconym w hollywoodzkim stylu z wartką akcją – nawet Sadako przyspieszyła i kasowała ludzi w dwa dni, bo na co tu czekać.
Ma to oczywiście swoje plusy i minusy. Ortodoksyjni fani oryginalnych serii „Krąg” i „Klątwa” pewnie będą srodze zniesmaczeni, ale Ci, którzy omijali skośne filmy ze względu na ich specyfikę tym razem mogą spokojnie znaleźć tu coś dla siebie, bo w zasadzie azjatycki klimat jest tu mało odczuwalny, przynajmniej jak na moje oko.
Reżyser wyciągnął z obydwu obrazów to co najlepiej sprzedawało się na zachodzie. Mamy tu dużo scen nastawionych na wpędzenie widza w popłoch, np. Kayako spełzająca po schodach, czemu towarzyszy 'ten’ charakterystyczny dźwięk. Film jest takimi chwytami wyładowany, co też nie jest typowe dla azjatyckiego kina i jego subtelności w straszeniu – no chyba, że olejemy ghost story i weźmiemy japońskie gore, wtedy to już kurwa zero zasad.
Motyw przewodni, czyli japońskie miejskie legendy potraktowano w dosyć lajtowo, na zasadzie ciekawostki, którą chce się sprawdzić, ale niewielu traktuje ją poważnie. Dopiero kolejne serie zgonów sprawiają, że sprawa nabiera większej wagi, przynajmniej w mikro środowisku ofiar i świadków zdarzeń. Można powiedzieć, że japońskie duchy zostały potraktowane z przymrużeniem oka, co za pewne ma swój urok.
Film nie w moim guście, ale nie mogę powiedzieć, by był tragiczny, zły, etc. Mogę negować całej założenie tego przedsięwzięcia, ale mówiąc szczerze nie jestem wielką miłośniczką, ani oryginalnego „Kręgu” ani „Klątwy”, więc nie czuje się urażona jako widz. Bawiłam się całkiem nieźle, nie nudziłam zbytnio, ale żebym mogła Was do seansu zachęcić trzeba by czegoś więcej.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:6
Aktorstwo:6
Oryginalność:4
To coś:5
51/100
W skali brutalności:2/10
Gość: SaligiaTheatre, *.dynamic.gprs.plus.pl napisał
No właśnie, „Krąg” z początku nie został dobrze przyjęty w Japonii, dopiero amerykańska wersja wywołała w Kraju Kwitnącej Wiśni boom. Dla samych Japończyków zjawa z „Kręgu” jest bardzo konwencjonalnym potworem; z kolei konwencjonalne na Zachodzie wampiry stanowią dla Japończyka egzotykę. I sam system produkcji też pozostaje bardzo zachodni. Tak więc fakt, że przez Europejczyka japońska groza wydaje się czymś odrębnym, wynika tylko z różnic kulturowych, a przemysł filmowy funkcjonuje tak samo i jest oparty na podobnych zasadach (zresztą od lat kino hollywoodzkie i azjatyckie się przenika, nawet jeśli zaniedbamy to, jak kino w Azji się pojawiło i jak na wzór zachodni było tworzone). Więc ten film mnie nie dziwi, zwłaszcza że najpopularniejsze horrory w Japonii mają ilość sequeli i remake’ów porównywalną do tych z Ameryki. Ale z chęcią zerknę na „Sadako vs Kayako”, z ciekawości. 😉