W proch się obrócisz – Yrsa Sigurdardóttir
Prawniczka Thora, znana z innych powieści kryminalnych islandzkiej autorki, tym razem pracuje nad sprawą Markusa. Jej zadanie jest proste, ma wywalczyć dla mężczyzny zgodę na to, by mógł wejść do swojego domu rodzinnego zanim zrobi to ekipa archeologów zajmujących się odkopywaniem z powulkanicznego pyłu domów na wyspie Westmana, gdzie trzydzieści lat temu doszło do erupcji.
Czemu Markusowi tak bardzo zależy na tym, by to on pierwszy przekroczył próg domu?
Okazuje się, że klient przed laty ukrył coś w piwnicy domu i nie zdołał zabrać tego ze sobą w noc ewakuacji. Jest to… pudło z ludzka głową. Odciętą głową mężczyzny z genitaliami wciśniętymi w otwór gębowy. Tę osobliwą paczkę w dzień wybuchu miała mu dać na przechowanie szkolna koleżanka, Alda. Ale to nie wszstkie niespodzianki z piwnicy rodziny Magnusson, bowiem tuż obok pudła znalazły się tam trzy okryte popiołem ciała mężczyzn…
Jak to w przypadku kryminałów bywa, to zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo pojawi się tu jeszcze więcej niejasności i kolejny trup, trup jedynej osoby, która mogłaby w prosty sposób wskazać winnego całej sprawy.
Dawno nie sięgałam po twórczość tej pisarki. W zasadzie uczyniłam to tylko raz,w przypadku powieści „Spójrz na mnie” i nieco się sparzyłam. Nie tyle chodziło mi o trefną treść, bo ta była całkiem zgrabna ile o formę, styl, język, sposób snucia opowieści.
Powiedziałabym, że od tamtej pory styl autorki się poprawił, gdyby nie fakt, że mam tu do czynienia ze starszą jej książką. Co więc się zmieniło? Tłumacz ten sam, więc nie mogę zrzucić tego na jego barki. Może w przypadku niektórych pisarzy z czasem ich styl się pogarsza, może wynika to z nacisków wydawców, którzy nie dają odpowiednio dużo czasu na napisanie kolejnej powieści? Nie wiem. W każdym bądź razie „W proch się obrócisz” spodobała mi się zdecydowanie bardziej.
Fabuła jest złożona, stosownie jak na kryminał, pojawia się tu wiele zagadek do rozwikłania, które z czasem zaczynają łączyć się w związek przyczynowo skutkowy.
Autorka zadbała by jej bohaterowie nie byli nudni, toteż wprowadziła na arenę duży przekrój charakterów. Przyłożyła się nawet do postaci z dalszego planu, o których poczynaniach czytamy z dużym zainteresowaniem nawet na początku, gdy nie zdajemy sobie sprawy z wagi ich poczynań dla głównego wątku.
Historia jest rozciągnięta w czasie na wiele lat. Pojawiają się epizody sięgające trzydziestu lat wstecz i to od ich zrozumienia zależy rozwiązanie teraźniejszych problemów.
Wikłamy się w relacje małej społeczności, która funkcjonuje na swoich zasadach. Poznajemy ludzi dobrych i złych, choć oczywiście tych złych jest znacznie więcej, ale nie od razu dane nam będzie przekonać się o tym.
Może trochę tęskniło mi się za islandzkich chłodem bijącym z twórczości autorki i dlatego przychylniej odebrałam jej pisarskie starania, a może faktycznie pisząc swoją starszą powieść przyłożyła się do niej bardziej?
Książkę spokojnie mogę polecić. Dobra rozrywka, ale raczej nie z tych zapadających w pamięć.
Moja ocena:6+/10
Dodaj komentarz