” – Jesteś pewna, że tego chcesz? – Absolutnie. Gdybym tego nie chciała, nie gadałabym o tym od dobrego roku, nie zrezygnowałabym z mojego ulubionego serialu aby tu z tobą przyjść i w ogóle nie zawracałabym ci głowy. Kate i Charlie podążali wolno opustoszałymi ulicami. Było to zwykłe, letnie popołudnie w małym, amerykańskim miasteczku Lewiston. Większość mieszkańców skończyła już pracę i wylegiwała się teraz leniwie na kanapach sącząc piwo i oglądając na żywo relację z „The Rock Show”. Młode pary zajmowały się sobą a dzieciaki siedziały przy biurkach odrabiając lekcje. Słowem, dla osób chcących przemknąć przez miasteczko niepostrzeżenie była to idealna pora do działania. – Kate, pamiętaj, że nie jest jeszcze za późno aby się wycofać. – Przestań smęcić, cały czas nawijasz o tym samym. Zaczynam podejrzewać, że po prostu strach cię obleciał. Nie mogę uwierzyć, że ktokolwiek jeszcze wierzy w tą bajeczkę o nawiedzonym domu Conway’ów. Zresztą już niedługo sam się przekonasz – odparła dziewczyna. Charlie spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. Kate wiedziała, że Charlie się boi i świadomość ta dawała jej pewien rodzaj satysfakcji. To ona chciała być tą, która zburzy zaporę milczenia i strachu, którą otoczyli się mieszkańcy. Chciała dokonać czegoś wielkiego, pokazać światu swoją odwagę. Ona, Kate Holbs, skromna dziewczyna z przedmieścia. Każde miasteczko ma swoje legendy. Na przykład mieszkańcy Lewiston wierzyli, że w domu pod numerem czwartym przy Sunset Avenue zalęgło się zło. W sumie nikt nie wiedział dokładnie co ma na myśli mówiąc o „złu”. Duchy? Wampiry? Psychopaci? Wiedzieli oni po prostu, że lepiej nie zbliżać się do tego domu. I tyle. Przed piętnastu laty w domu zamieszkała rodzina Conway’ów – szczęśliwe małżeństwo z dwójką dzieci; dziewczynką – Rose i chłopcem – Thomasem. Sielanka nie trwała jednak długo. Trzy lata po wprowadzeniu się do „siedliska zła” Rose zniknęła. Trudno powiedzieć coś więcej na ten temat, po prostu pewnego dnia przepadła, niektórzy stwierdziliby, że zapadła się pod ziemię i nikt już jej więcej nie widział. Nigdy. Dokładnie w rocznicę zniknięcia Rose jej brata znaleziono martwego w ogródku warzywnym na tyłach domu. Jego ciało pokrywały liczne rany, tak głębokie i dziwacznie ukształtowane, że niektórzy poddawali w wątpliwość, że jest to dzieło ludzkie. Rany miały postać długich bruzd, powstałych jakby na skutek działania potężnych szponów należących do… no właśnie, do czego? Tego nie wiedział nikt, a większość ludzi bała się nawet o tym myśleć. Niedługo po znalezieniu ciała Thomasa mocno nadszarpnięta na skutek przebytych tragedii psychika pani Conway nie wytrzymała i kobietę odwieziono do miejscowego szpitala psychiatrycznego. Nigdy już nie wypowiedziała nawet słowa, a w jej oczach na stałe zagościła dojmująca pustka. O panu Conway’u natomiast wiadomo jedynie tyle, że po stracie rodziny przeniósł się na południe i wiódł proste życia farmera. Wreszcie ujrzeli przed sobą okazały budynek. Ze swoimi drewnianymi, białymi ścianami i zielonym dachem wyglądał dość niewinnie, jednak po uwzględnieniu zarośniętego wysokimi chwastami, opustoszałego ogrodu i mrocznej pustki ziejącej z okien przechodnia zaczynał ogarniać pewien niepokój i zwykle pragnął jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Kate i Charlie szybko pokonali ogrodzenie, rzucając nerwowe spojrzenia w stronę ulicy. Charlie pierwszy podszedł do drzwi i nacisnął klamkę, czując jednocześnie, że jeśli to zrobi, nie będzie już odwrotu. Wnętrze starego domu Conway’ów było… mroczne. Tyle można było o nim powiedzieć na pewno. W środku brakowało większości mebli i przedmiotów codziennego użytku, które najprawdopodobniej zwyczajnie skradziono. Z sufitu zwieszały się długie pajęczyny a w powietrzu czuć było odór zgnilizny i wilgoci. Dom wypełniały ciche, niezidentyfikowane odgłosy, które dopełniały atmosfery tajemniczości. Przypominało to trochę nocny spacer do lasu, kiedy wszystkimi zmysłami czujemy, że wokół tętni życie, ale nie jesteśmy w stanie nic konkretniejszego powiedzieć na ten temat.
Kate w milczeniu chłonęła ten widok. Nagle, jakby kierowana przeczuciem pokierowała się w stronę schodów. Zaskoczony Charlie podążył za nią. Na piętrze bez wahania chwyciła za klamkę do pokoju po prawej stronie korytarza. Drzwi uchyliły się, skrzypiąc przeraźliwie i naraz ich oczom ukazał się widok nad wyraz dziwny. Pokój ten jakby zatrzymał się w czasie, tak jak gdyby wciąż żył własnym życiem, tym sprzed piętnastu lat. W oknach powiewały białe firanki, podłogę pokrywał świeżo wycyklinowany parkiet, duże, dwuosobowe łóżko było elegancko pościelone a na niewielkim stoliku przy ścianie stał wazon pełen kwiatów. W pomieszczaniu panował przyjemny zapach delikatnych perfum. Dzieci, zafascynowane tym niewytłumaczalnym zjawiskiem rozglądały się z otwartymi buziami. Kate pochyliła się nad wazonem z kwiatami, chcąc powąchać znajdujące się w nim frezje. Naraz odwróciła się gwałtownie, jej oczy powiększyły się z przerażenia. – Co jest?! – zapytał chłopak. – Ja… ja poczułam jakby ktoś mnie obserwował. To uczucie gdy ktoś ci się przygląda za twoimi plecami, mrowienie w karku, dlaczego poczułam je właśnie teraz? Przecież… nikogo tu nie ma. Prawda…? – Oczywiście, że nie Katie. Ale na dzisiaj już wystarczy. Chodźmy do domu. Chodź… – powiedział łagodnie Charlie i chwycił Kate za łokieć kierując się w stronę wyjścia. Kate rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę monumentalnego łoża i dopiero teraz dostrzegła, że u wezgłowia wyrzeźbiono głowę lwa. Dziewczyna pomyślała, że chyba nigdy wcześniej nie widziała tak realistycznej rzeźby. Oczy zwierzęcia wyglądały tak prawdziwie… Nie miała jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż Charlie pociągnął ją w stronę wyjścia. Szybko pokonali schody i drzwi wejściowe. Dopiero na ulicy odetchnęli z ulgą. – To było dziwne, prawda? Ten pokój na piętrze, tak bardzo różnił się od reszty domu. – rzekła Kate, głęboko zamyślona. – Tak. A najdziwniejsze było to, że właśnie w nim najsilniej odczuwałem atmosferę grozy. Kate, ja czułem, że po prostu nie powinienem tam przebywać. Coś mi mówiło, że nie jestem mile widziany. To były jedyne zdania, jakie zamienili na ten temat. Resztę drogi do domu pokonali w milczeniu. Kate tej nocy długo nie mogła zasnąć. Myślała o białych firankach, frezjach i ogromnym łóżku z głową lwa wyrzeźbioną u wezgłowia. Zastanawiała się czy ktoś oprócz nich wie o tajemniczym pokoju na piętrze, czy ktoś kiedykolwiek go widział. Przypomniała sobie jak kiedyś ojciec powiedział jej, że zimą zamieszkują tam bezdomni. Może ona i Charlie nie są jednymi świadkami tej tajemnicy? Następnego ranka stwierdziła, że musi tam wrócić. Sama do końca nie znała motywów swojego postępowania, bo z jednej strony myśląc o tajemniczym pokoju czuła niepokój, z drugiej natomiast „coś” ją do niego przyciągało. Dwie godziny później otwierała już znajome drzwi, mając za plecami milczącego Charliego. Nagle wydała z siebie okrzyk zaskoczenia. Pokój całkowicie się zmienił! Nie był już tak skromnie wyposażony jak przedtem. Po pierwszym szoku Kate zaczęła dostrzegać szczegóły. Przy ścianie po lewej stronie pomieszczenia stał domek dla lalek z pełnym umeblowaniem. Na ziemi rozrzucono plastikową biżuterię z rodzaju tych, jakimi lubią bawić się małe dziewczynki, a spod łóżka wystawała kolorowa grzechotka. Na parapecie okiennym leżała przewrócona, niemowlęca butelka, z eleganckiego żyrandolu zwisał żółty, pluszowy pies, który wyglądał jakby niejedno już przeszedł a wszędzie wokół walały się różnej wielkości piłki i pluszowe misie. Wzrok dziewczyny zatrzymał się po prawej stronie parapetu, gdzie spoczywała lalka. Była to naprawdę piękna lalka. Przystrojono ją w elegancką zieloną sukienkę, a porcelanową twarz podkreślały niesamowite, brązowe oczy okolone długimi rzęsami. Gdyby nie rozmiary zabawki, łatwo można by pomylić ją z prawdziwym dzieckiem. Te oczy. Było w nich coś dziwnego – z jednej strony nie można było od nich oderwać wzroku, z drugiej wywoływały pewien niepokój, przypuszczalnie z powodu swej niesamowitej realistyczności. Kate ruszyła w stronę lalki jak zahipnotyzowana, coś w jej wyjątkowym wyglądzie przyciągało dziewczynę, coś niewytłumaczalnego kazało jej dotknąć kukły. – Kate, nie! Nic nie dotykaj! Nie wiemy o co tu chodzi, coś tu nie gra! Jak te wszystkie przedmioty się tu znalazły? A ta lalka… jest jakaś dziwna. Spójrz na jej oczy. Wyglądają jakby… jakby patrzyły wprost na ciebie… – Charlie chwycił przyjaciółkę, nie pozwalając jej pójść dalej. Odwrócił dziewczynę przodem do siebie. Jej wzrok był nieprzytomny, jakby myślami była gdzieś bardzo daleko.
– Kate! Kaaate! Co się z tobą dzieje?! – chwycił ją za ramiona i mocno potrząsnął. – Przestań, nic mi nie jest. – odpowiedziała Kate jednostajnym, pozbawionym emocji tonem, po czym zrobiła krok w przeciwnym kierunku, jakby chciała skierować się w stronę drzwi. Charlie stracił czujność tylko na moment. Wystarczyło. Kate wykonała natychmiastowy zwrot w stronę parapetu, po którym nastąpił szybki skok. Zdawałoby się, że całe zdarzenie trwało ułamek sekundy i już dziewczyna trzymała w swej dłoni małą, porcelanową rączkę. – Nieeee! – wrzasnął Charlie. Było już jednak za późno. Naraz dał się słyszeć głośny brzęk, materac ogromnego łoża wpuklił się na środku, a z powstałego otworu wystrzeliły z przerażającą siłą ciężkie łańcuchy. Jeden z nich oplótł się wokół kostki Kate, drugi unieruchomił jej towarzysza. Dziewczyna wrzasnęła histerycznie, wyrzucając ręce przed siebie i próbując się czegoś chwycić dla zachowania równowagi. Na próżno. Nagle łańcuchy szarpnęły gwałtownie pociągając ich w stronę łóżka. Z tego co wydarzyło się później Kate pamiętała jedynie potworny ból w kostce oraz kakofonię kształtów i kolorów wirującą przed jej oczami. Po minucie, a może godzinie, nie miała pojęcia jak długo mogło to trwać, poczuła silne uderzenie o ziemię. Zacisnęła powieki. „To się nie dzieje naprawdę. To tylko sen, koszmarny sen. Po wczorajszej wizycie w domu Conway’ów mój umysł płata mi figle” – myślała gorączkowo. Leżała nieruchomo, aż jej ciało zaczęło się wychładzać a ubranie nabierać wilgoci od mokrej ziemi. W nozdrzach czuła zapach trawy. „Czy we śnie można czuć zapachy?” – rozważała. W końcu odważyła się otworzyć oczy. Wokół panowała ciemność. Gdy jej wzrok przywyknął do mroku i zaczęła rozróżniać kształty wokoło, uświadomiła sobie, że jest w lesie. Raptem usiadła gwałtownie, ogarnięta paniką. „Charlie… Gdzie jest Charlie? Czy nic mu się nie stało?” – gorączkowała się. Lecz zaraz ulga spłynęła na jej serce, gdy dostrzegła, że leży obok niej. Popatrywała teraz na korony drzew, zastanawiając się gdzie się znajduje. Nigdzie nie widać było księżyca, jednak gdy wytężyła wzrok dostrzegła świecące punkciki, które migotały pośród drzew. „Czy to świetliki?” – pomyślała. Wstała i ruszyła w ich stronę, chcąc przyjrzeć się im z bliska. Serce Kate zaczęło łomotać w piersi, gdy uświadomiła sobie, że istotom emitującym to jasne światło raczej daleko do świetlików. Przypominały miniaturowe kobiety ubrane w ciemne sukienki. Z ich pleców wyrastały czarne, spiczaste skrzydełka, którymi trzepotały mocno, utrzymując się w powietrzu. Te dziwne, piękne stworzenia szeptały między sobą. Kate słyszała szepty, jednak nie dość głośno by móc rozróżnić poszczególne słowa. Podeszła więc jeszcze bliżej. „Przybyli nowi, nowi, nowi…” – dało się słyszeć ze zbiorowiska jaśniejących istotek. – Czym one są? – usłyszała za sobą głos Charliego. – Nie mam pojęcia. Słyszysz jak szepczą? – Tak. Myślisz, że chodzi o nas? – Chyba – odparła. – Którędy powinniśmy pójść dalej? – zapytała Kate kobietek. – Tędy, tędy, tędy… – odpowiedziały wszystkie jednocześnie, wskazując dłońmi drogę. Gdy Kate spojrzała w tamtym kierunku, dostrzegła ścieżkę. – Dziękujemy – powiedziała i ruszyła w drogę zgodnie ze wskazówką. Po chwili dogonił ją Charlie. – Zwariowałaś? Dlaczego zapytałaś je akurat o to? Mogłaś zadać tysiąc innych pytań, ale akurat to wydaje mi się w tej chwili najmniej odpowiednie! – Spokojnie. Myślę, że nie dowiedzielibyśmy się od nich niczego więcej. Zdaje się, że są posłańcami. Ich zadaniem jest wskazywanie drogi „nowym”, takim jak my – wyjaśniła dziewczyna. – Skąd wiesz? – Po prostu czuję, że tak jest.
Szli leśną ścieżką dosyć długo, aż w końcu zza drzew prześwitywać zaczęło jasne, niebieskie światło. Gdy wyszliz lasu, ich oczom ukazał się widok przedziwny. Zgromadzenie ludzi (tylko, czy to aby na pewno byli ludzie?) w czarnych szatach pochylało głowy nad zbiornikiem wypełnionym fluoryzującym niebieskim płynem. Wszyscy jednocześnie wypowiadali jakieś niezrozumiałe słowa, jakby w obcym języku, który nie przypominał żadnego z współcześnie znanych. Postacie siedziały na stopniach niewielkiego amfiteatru. Wysoki mężczyzna siedzący najbliżej wstał i podszedł do nich. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, Kate zaczęła przyglądać się jego twarzy. Była blada, miała pociągły kształt
a jego podbródek wieńczyła szpiczasta bródka. Oczy nieznajomego miały bladoniebieski kolor i przenikliwe spojrzenie. – Nowi, witamy was w społeczności Niewymawialnych – przemówił. – Kim jesteście? – odparował natychmiast Charlie. – To nie jest właściwe pytanie. Właściwe pytanie brzmi: czym się zajmujecie? Jesteśmy prastarymi istotami, które trwają niezmiennie od początku istnienia rodzaju ludzkiego. Pozwalamy wam przetrwać, choć jest to coraz trudniejsze. Ludzie nieustannie, każdego dnia dążą do samozagłady. Wywołują wojny, konstruują nowe bronie by walczyć ze sobą, spierają się o władzę. Dzieci wkraczają z bronią do szkół. Mężowie zabijają żony. Każdego dnia świat zbiera obfite żniwo ofiar. My dbamy o równowagę. By ludzie mogli dalej egzystować muszą ponosić ofiarę, choć nie są tego świadomi. By ofiara miała sens, musi zostać złożona z niewinnej duszy i czystego serca. Za każde sto martwych ciał ludzkich na ziemi, musimy złożyć ofiarę z jednego dziecka. Rytualne zanurzenie go w Wiecznej Wodzie (tutaj wskazał dłonią na zbiornik z fluoryzującym płynem) przywraca utraconą równowagę. Pewnie zastanawiacie się co dzieje się w sytuacji gdy ofiara nie zostanie złożona na czas. Wówczas ginie jeden z Niewymawialnych. Kiedyś było nas znacznie więcej… Gdy zginie ostatni Niewymawialny, świat przestanie istnieć. Ot tak, po prostu. Pach i… koniec. – Czyli… znaleźliśmy się tutaj by stać się ofiarą? By zginąć na rzecz innych? – zapytała Kate drżącym głosem. Z oddali nadal dochodziły niezrozumiałe słowa przerażającej modlitwy. – Czasami trafiają do nas osoby wyjątkowe, posiadające cechy, zdolności i predyspozycje, których potrzebujemy. Zawsze wiemy, gdy taka osoba przyjdzie na świat. Obserwujemy jej życie i czuwamy nad bezpieczeństwem. Gdy przyjdzie odpowiedni czas, wzywamy ją do siebie. W różnych miejscach na ziemi rozlokowaliśmy portale, zazwyczaj w postaci specjalnych pokoi. Mieliście okazję skorzystać z jednego z nich. Gdy złożymy dziecko w ofierze, wówczas jedna z jego zabawek trafia do wyposażenia pokoju-portalu, gdzie przyciągała będzie kolejne. Lecz jak mówiłem, gdy wezwiemy wybrańca do siebie, wówczas ma on szansę stać się jednym z Niewymawialnych. Kate, to o ciebie chodzi. – O mnie? Ale jeśli ja… nie chcę? Na ziemi mam rodzinę, przyjaciół. A co z Charliem? – pytała Kate. – O niego się nie martw. Abyś zdała sobie sprawę ze swojej wyjątkowości powiem ci, że ostatni raz taka osoba przybyła do nas dwanaście lat temu. W swoim poprzednim życiu miała na imię Rose. – Niewymawialny wskazał na nisko pochyloną postać. Kate zauważyła, że spod czarnego kaptura szaty wystaje pukiel jasnych włosów. – Niestety nie obyło się bez przeszkód – kontynuował swój wywód mężczyzna – po pewnym czasie jej bratu udało się nas znaleźć. Nie rozumiał jak ważną rolę pełni jego siostra, chciał ją ratować. Był gotów oddać za nią życie… i tak też się stało – w oczach nieznajomego pojawiły się złowrogie błyski – radzę więc byś uzmysłowiła swemu przyjacielowi powagę sytuacji.
Kate napięła wszystkie mięśnie gotując się do ucieczki. Jej mózg pracował intensywnie. „Jak się stąd wydostać?” – myślała. Przypomniała sobie miejsce, w którym pojawili się z Charliem w tym mrocznym, złowrogim świecie. Nie znajdowało się tam nic, co mogłoby im pomóc w powrocie do domu. Spojrzała na zbiornik z Wieczną Wodą i nagle oświeciła ją pewna myśl. Mężczyzna przyglądał się jej wyczekująco jakby oczekiwał odpowiedzi… „Niewymawialni składają ofiarę zanurzając dziecko w Wiecznej Wodzie podczas specjalnego rytuału. Co by się stało gdyby dwie osoby nagle wskoczyły do zbiornika? Ryzyko jest ogromne. Jednak to nasza jedyna szansa” – kalkulowała. Nagle Kate szarpnęła Charliego za ramię i biegnąc pociągnęła za sobą. Zmierzała wprost do zbiornika z Wieczną Wodą. Jednak pozostali Niewymawialni zareagowali błyskawicznie – przerwali modlitwę i zerwali się na równe nogi. Skupili się próbując schwytać uciekinierów. Kate udało się znaleźć lukę w zbiorowisku postaci i umknąć. Charlie pędził zaraz za nią. Teraz pozostało tylko wykonać skok… Kate mocniej ścisnęła dłoń swojego przyjaciela i razem osunęli się w nicość, czując otulające ich zimno i jednocześnie dostrzegając znajomy wir barw i form… Jeszcze przez chwilę słychać było wściekłe wrzaski Niewymawialnych…”
Salcella
Dodaj komentarz