Vila Roza/ Zagadka Willi Róża (2013)
Położony w górach pensjonat nazywany „Willą Róża” istnieje od lat trzydziestych XX wieku. Przez ten czas zrodziła się teoria jakoby położenie budynku sprzyjało niewyjaśnionym zdarzeniom związanym ze skumulowaną w tym miejscu energią.
Obraz bułgarskiego reżysera ma być filmową wersją wydarzeń jakie miały mieć miejsce w pensjonacie w roku 1985 roku. Uczestniczyło w nich zaledwie pięcioro ludzi. Właściciel przybytku, George, jego przyjaciółka Dora, kumpel Steven i dwoje nowożeńców spędzających w tamtej okolicy miesiąc miodowy, Nadya i Vassil.
Filmowa fabuła prezentuje zakończone zbiorową tragedią wydarzenia mające tam miejsce.
Oto horror wprost z Bałkanów. Jak do tej pory nie miałam okazji oglądać filmu z tamtych okolic, więc bardzo mnie taka możliwość zainteresowała.
Obraz jest filmowym debiutem reżysera seriali Martina Makarieva, któremu z całego serca życzę by Hollywood nigdy nie wyciągnęło w jego stronę swoich zachłannych łapsk. To, że zepsuliby jego naturalny talent obrzucając złotymi monetami jest niemal pewne, a szkoda by było, bo jego niskobudżetowy horror udowadnia, że zbytki wcale nie są potrzebne artyście.
„Zagadka Willi Róża” to ewidentnie horror nastrojowy. Za filmową scenerię robi mocno ograniczona przestrzeń, pensjonat i przyległy las, po których porusza się znowu, ograniczona liczba protagonistów.
Początek filmu to wieczorek zapoznawczy. Przyglądamy się charakterystykom bohaterów, wyrabiamy sobie nich jakieś zdanie, by w dalszej części filmu, zobaczyć ich diametralne przemiany.
Wszystko dzieje się za sprawa tajemniczej legendy dotyczącej okolicy. Sam pensjonat nie robi tu za siedlisko zła, ale spokojnie można powiedzieć, że wybudowano go w nie do końca szczęśliwym miejscu. Przed budynkiem rośnie stary dąb, zwany Siwym Starcem, który zwraca uwagę Vassila. Mężczyzna jest przekonany, że drzewo do niego 'mówi’.
Wtedy zaczynają się seanse z lunatykowaniem i dziwne wizje, których forma jest swoistym popisem umiejętności twórców w budowaniu nastroju grozy.
Tu ujrzymy kilka niewątpliwie godnych uwagi scen. Jedną z najlepszych jest ujęcie potężnego wilka, który ukazuje się Vassilowi w jego sypialni. Stwór materializuje się tak nieoczekiwanie i bez zbędnych fajerwerków, że trafia precyzyjnie w nieświadomego takiego rozwoju sytuacji widza.
Następną godną uwagi sceną jest wizja Nadyii, która w koszuli nocnej nienaturalnie energicznymi ruchami kopie dół u podnóża wspomnianego wcześniej drzewa. 'Scena balkonowa’ z kobietą bez twarzy to kolejna perełka, ale tu podobnie jak w przypadku wilka, pojawiają się efekty komputerowe – nie nachalne, ale jednak.
Twórcy radzą sobie także bez nich budując nastrój grozy tylko przy użyciu stosownych ujęć, sposobu kręcenia, odpowiedniego oświetlenia i naprawdę prostego pomysłu, jak scena w której Vassil widzi samego siebie, czy moment, w którym George obserwuje zza uchylonych drzwi Dorę – sam sposób w w jaki kobieta odwraca w jego kierunku głowę wystarczy, żeby wzbudzić niepokój.
Takie małe elementy, ale właśnie dzięki nim upewniamy się, że mamy do czynienia z filmem grozy, nie kolejną skrajnie komercyjną próbą zrobienia wrażenia idąc po najniższej linii oporu.
„Willa Róża” to bardzo miła niespodzianka, dla tych, którzy nie szczególnie pokładają wiarę w mało popularnych produkcjach, zaś dla tych, którzy na takowe polują jest potwierdzeniem, że warto się za nimi rozglądać.
Moja ocena:
Straszność:7
Fabuła:8
Klimat:9
Napięcie:7
Zabawa:7
Zaskoczenie:5
Aktorstwo:8
Walory techniczne:8
Oryginalność:6
To coś:8
73/100
W skali brutalności: 2/10
Świetny klimat, bardzo udane zdjęcia i nijako opowiedziana historia (jak i nijacy bohaterowie). Od pewnego momentu napięcie i groza zamiast narastać lawirują bezładnie wokół bliżej nieokreślonych wątków, a wszystko jest strasznie chaotyczne. Szkoda trochę bo ma to kilka naprawdę udanych momentów, ale całość jak dla mnie nie zagrała jak trzeba.