Død snø/Zombie SS (2009) &
Død snø 2/ Zombie SS (2014)
Nie wiem jak Wy, ale ja nie spodziewałam się kontynuacji „Zombie SS”. Od premiery horroru minęło już pięć lat, a Tommy Wirkola wziął się za produkowanie filmów za oceanem. Jako że żadne wieści o jego planach nie dotarły do mnie, powrót Tommy’ego do Norwegii był nieoczekiwany. Miałam okazję obejrzeć nowy twór reżysera, więc dziś będzie właśnie o nim oraz o pierwszej części przygód zakopanych w śniegu zombie.
„Zombie SS” rozpoczyna się od dobrze znanej w slasherach sekwencji pościgu. Niewiasta próbuje umknąć grupie napastników, na nic jednak jej wysiłki. Dla podkręcenia dramatyzmu scenie towarzyszy akompaniament muzyki Edvarda Griega. Ten poważny ton całkowicie przeczy całemu wydźwiękowi filmu. Fabuła skupia się teraz na grupie studentów medycyny, którzy wyruszają do domku w górach, gdzie zamierzają swawolić na śniegu. Ich wesołe wygłupy przerywa wizyta dziwnego pustelnika, który wprasza się do ich domu i raczy ich opowieścią o grasujących tu onegdaj nazistowskich żołnierzach. Gość uważa, że to miejsce jest przeklęte co szybko znajduje uzasadnienie w dalszych wydarzeniach. Młodzi natrafiają bowiem na zastępy spoczywających pod śniegiem martwych żołnierzy. Jak na martwych od ponad pięćdziesięciu lat są bardzo ruchawi i rzucają się na naszych protagonistów z wyraźnym zamiarem pozbawienia ich życia.
Wszystkie sceny jakie zobaczymy w tym filmie są mieszanką grozy i groteski. Epatują kiczem i ironią. Już sam pomysł na wygrzebywanie z pod śniegu zombie hitlerowców jest żartem. Film drwi z konwencji slashera. Wykorzystuje typowe dla gatunku elementy by je obśmiać. Trup ściele się gęsto. Nie zabraknie autentycznie absurdalnych momentów, niekonwencjonalnych rozwiązań: Facet, który rozpaczliwie boi się krwi sam amputuje sobie rękę piłą mechaniczną by uniknąć zarażenia zombizmem, ktoś inny zwisa nad przepaścią uczepiony jelit wywleczonych z zahaczonego o drzewo żywego trupa.
Nie da się ukryć, że śmiech przeważa nad strachem jeśli chodzi o reakcje jakie powoduje ten film, jednak widać w dziele Wirkoli założenie zbliżone do „Martwego zła„. Z resztą jeśli chodzi o ukłony w stronę klasyki horroru to „Zombie SS” wywiązuje się z tego wyśmienicie. Każdy kto jest wielbicielem gatunku zauważy nawiązania do wielu popularnych tytułów.
Zakończenie filmu nie zapowiadało kontynuacji historii, z resztą sam reżyser potrzebował trochę czasu na przemyślenie sprawy i dopiero po piecu latach wydał na świat sequel „Zombie SS”. Jedyny ocalały, pełniący rolę final girl, a raczej final boy, Martin, budzi się w szpitalu, gdzie okazuje się, że lekarze przyszyli mu rękę, nie jego, lecz samego przywódcy armii zombiaków.
On i jego kończyna nie bardzo mogą dojść do porozumienia jednak zombiaczna ręka posiada niezwykłe możliwości. Przydadzą się one, gdy Martin zostanie oskarżony o zamordowanie kompanów górskiej wyprawy i gdy oddział nazistowskich zombie wkroczą do miasta. Na arenę wkraczają niezwykle barwni bohaterzy drugoplanowi, jak przybyli prosto ze Stanów Zjednoczonych zapaleni łowcy zombie, którzy swoją wiedzę na temat zagrożenia czerpią z tworów popkultury traktujących o inwazji żywych trupów, gej pracujący w muzeum drugiej wojny światowej, czy wreszcie, moi drodzy, ożywiona armia czerwona, która została 'powołana’ by po raz kolejny pokonać hitlerowców.
Zdaje sobie sprawę z tego jak absurdalnie to brzmi. Aż nie do wiary, że ktoś wymyślił coś takiego, wprowadził to w czyn i jeszcze sprawił żeby się podobało. No szok. Czegoś mi jednak brakowało w „Dead snow 2”, mianowicie śniegu. Trochę to popsuło klimat, ale został nadrobiony jeszcze bardziej absurdalnym scenariuszem, bogatszym w satyrę i nieoszczędzającym nikogo kogo można by obśmiać. Zakończenie filmu to już szczytowe osiągnięcie czarnego humoru. Wirkola to mistrz przegięcia, to jedno można o nim powiedzieć na pewno.
Moja ocena:
Zombie SS: 7+/10
Zombie SS 2: 7/10
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Ja dużo lepiej bawiłem się na części drugiej. Jedynka jakoś mnie nie obeszła, dziś niemal nic z niej nie pamiętam- nie dość śmieszna na komedię, nie dość straszna na horror. Dwójka to już jazda bez trzymanki po niepoprawnej (ileż tu dzieci zginęło :D) krainie absurdu, czym przypomina mi takie „klasyki” jak Bad Taste Jacksona.