Hit and run/ Zderzenie ze śmiercią (2009)
Pod nieobecność rodziców nastoletnia Mary rozpoczyna ferie wiosenne od nawalenia się w barze i spowodowania małej stłuczki autem. Jako że nic wielkiego jej się nie stało wraca spokojnie do domu i zrzygawszy się kładzie się grzecznie spać. Po kilku godzinach zaniepokojona hałasem dochodzącym z parteru trafia do garażu, gdzie zaparkowała auto. Ze zdumieniem odkrywa ciało mężczyzny nadzianego na zderzak jej samochodu. Okazuje się, że niemiłosiernie zmasakrowany biedak jeszcze zipi, więc Mary próbuje mu pomóc.
Kiepsko jej to wychodzi, bo zamiast mu pomóc dobija faceta kijem golfowym… Co teraz począć? Jako że mamy tu do czynienia z ginącym gatunkiem klasycznego slashera Mary postępuje tak, jak zrobiliby bohaterzy tego rodzaju obrazów. Zawija trupa w koc i wywozie do lasu, gdzie w strugach deszczu wykopie mu płytki grób. Ale to nie koniec moi drodzy, bowiem nazajutrz okazuje się, że ktoś wie, co Mary zrobiła poprzedniej nocy.
Ciężko w dzisiejszych czasach o dobre zrozumienie, w gruncie rzeczy bardzo prostych, praw jakimi rządzi się slasher. Choć może to nie kwestia zrozumienia lecz poszanowania, jakkolwiek to brzmi.
Klasyczne slashery zagrożone są wyginięciem, na szczęście debiutująca Edna McCallion swoim filmem „Zderzenie ze śmiercią” stworzyła swoisty rezerwat dla tych elementów gatunku, które powoli odchodzą do lamusa.
W horrorze mamy po pierwsze, dość nierozgarniętą bohaterkę. Młoda i urodziwa Mary ewidentnie szybko traci zimną krew a jej działania nie podlegają zasadom logiki. W dodatku jest wstawiona, co czyni ją godną reprezentantką protagonistów tego rodzaju filmów. Wcielająca się w jej postać Laura Breckenridge doskonale radzi sobie z odgrywaniem paniki, graniczącej z histerią w jaką każdorazowo coraz bardziej popada Mary.
Towarzyszy jej chłopak, krótko ostrzyżony łobuziak, który dość lekceważąco podchodzi do problemu nieumyślnego spowodowania śmierci. Ich rozmowy są sporym zastrzykiem humoru.
Kto jest antagonistom? Chory psychicznie mężczyzna. Jego tożsamości na pewno szybko domyślą się osoby znające konwencje slashera, ale żeby nie było, na ten temat sza.
Nastrój filmu również mocno mierzy w klimat starych produkcji z gatunku. Nie przygniata brutalnością, natomiast stawia na poczucie zagrożenia. Twórcy starają się podkreślić szaleństwo tej historii drobnymi acz zabawnymi wstawkami, jak słowa rzucane przez papugę, czy 36 godzinna audycja radiowa „Świroton”, która towarzyszy Mary od początku jej przygody.
Jakby nie patrzeć jest to ukłon w stronę klasyki gatunku, co osobiście doceniam. Film jest zrobiony niedużym budżetem, ale z dbałością. Posiada zarówno wszystkie wady slashera – sztywny schemat, idiotyczne zachowania bohaterów, groteskowy morderca, jak i zalety – klimat, napięcie, dawkę humoru, trochę krwi. Jeśli szukacie właśnie tego, to „Hit and run” będzie dobrym wyborem.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:7
Napięcie:8
Klimat:7
Zaskoczenie:5
Zabawa:8
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:7
68/100
W skali brutalności: 2/10
Dodaj komentarz