Dark Country/ Mroczna kraina (2009)
Dick poznaj Gin. Zakochuje się w niej. Biorą szybki ślub w Las Vegas i wkrótce mkną już przez noc w otoczeniu pustynnego krajobrazu. Nieoczekiwanie na drodze wpadają na rannego człowieka. Zgarniają go do samochodu celem dowiezienia do szpitala. Gdy gość odzyskuje przytomność zaczyna zachowywać się w sposób, który wyprowadza z równowagi nowożeńców, sugeruje, że zna zarówno Gin jak i Dicka. To nie wszystko bowiem wkrótce pasażer rzuca się do gardła kierowcy.
Reżyserem tegoż dziwnego tworu- dlaczego dziwnego, za chwilę- jest Thomas Jane, odtwórca roli Dicka. Fani horrorów mogą go pamiętać chociażby z „The Mist„. Scenariusz jest z kolei dziełem Tab’a Murphy’ego, słynącego ze scenariuszy do kreskówek. Tych dwóch panów spotkało się celem nakręcenia thrillera, który w świadomości widzów funkcjonuje jako jeden z tych obrazów nad którego interpretacją można prowadzić długie dysputy. Fabuła wydaje się prosta: Młoda para znalazła się w złym miejscu o złym czasie, trafiła na psychola, który jak się domyślamy z zatrważającej ilości plakatów z podpisem „Missing” jest odpowiedzialny za zaginięcia wielu osób, które niefortunnie trafiły na drogę numer 95 – do tej mrocznej krainy.
Istotną sprawą w filmie jest relacja między Gin i Dickiem. Praktycznie się nie znają. W przypływie namiętności wzięli ślub i dopiero nazajutrz ona poznaje jego a on ją. Dochodzi między nimi do kilku spięć, ich bardzo świeży związek przechodzi pierwszą i bardzo ciężką próbę dzięki konfrontacji z nieznajomym. Pojawia się kilka pomysłów na to kim jest ich pasażer, ale od samego początku seansu wyczuwałam, że sprawa nie może być taka prosta. Dlaczego? Sposób w jaki prowadzono tą historię był za bardzo zakręcony, pełny schizolskich elementów.
Sam reżyser utrzymywał, że nie chce robić przeintelektualizowanego arcydzieła, ale film rozrywkowy utrzymany w klimacie „Strefy mroku”. Teraz wypadło by napisać czy zamierzony efekt został osiągnięty. Ja tego nie zrobię, bo „Strefy mroku” nie oglądałam. Wiem, muszę nadrobić. Natomiast muszę przyznać, że mnie osobiście cała filmowa oprawa, nastrój kojarzył się po pierwsze ze starym kinem metafizycznym po drugie z produkcjami Lyncha.
Ogółem film bardzo mi się podobał, aczkolwiek nie urwał mi tyłka tak jak tego oczekiwałam po entuzjastycznych opiniach.
Moja ocena:
Fabuła: 7
Straszność:5
Klimat:9
Napięcie:7
Zaskoczenie:7
Oryginalność:7
To coś:6
Zabawa:6
Aktorstwo:7
Walory techniczne:8
69/100
W skali brutalności:2/10
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Z opisu to wypisz-wymaluj ubiegłoroczny „In Fear”. 🙂
ilsa333 napisał
Pozornie tak, ale to zupełnie inna historia.
Gość: xxx, 178.23.108.* napisał
Ten film jest tak slaby jak nie wiem 😀 zasluguje na 5 😀