The Ring 1-2/ Krąg 1-2 (2002-2005)
Pewnego razu razu w kraju kwitnącej wiśni ukazała się książka. Książka ta opowiadała o straszliwej klątwie rzuconej przez mściwą Sadoko. Reżyserowi Hideo Nakacie tak spodobał się twór Koji Suzuki, że postanowił na jego podstawie nakręcić film w którym połączone zostały dawne ludowe wierzenia o powracających z za grobu zmarłych i technologii osadzając akcje w metropolii.
Tak więc w końcu lat ’90 do Japońskich kin weszła oryginalna wersja „Kręgu”. W 2002 roku Gore Verbinski podchwycił pomysł Azjatów i nakręcił Hollwoodzką wersję „The Ring”. Do polskich kin obydwa filmy weszły jednocześnie.
I tak oto, moi drodzy, rozpoczął się szał na amerykańskie remake azjatyckich filmów grozy. Zaraz za „The ring” i „The ring 2” do kin wszedł remake „Dark water”, rok wcześniej „Klątwa”, następnie jej kontynuacja,dalej „Shutter” i „Nieproszeni goście„. Jest ich pewnie jeszcze więcej.
Wersją oryginalną „The ring” nie byłam zbyt zachwycona toteż dziś będzie o amerykańskiej wersji.
Rachel Keller, młoda dziennikarka i matka Aidana wpada na trop tajemniczej kasety wideo, która według krążących wśród nastolatek opowieści zabija w ciągu 7 dni od jej obejrzenia. Kto by w to uwierzył? Pewnie nikt gdyby nie bardzo dobitne przesłanki, które mówią każdemu kto obejrzy kasetę że śmierć jest już blisko, ma czarne długie włosy i wypełza ze studni.
Rachel wiedziona zawodową ciekawością ogląda krótki, acz treściwy film zarejestrowany na taśmie, co gorsza pokazuje go swojemu ex, ojcowi Aidana a w końcu przez przypadek także mały zostanie widzem pokazu nadawanego ze studni. Kobieta ma tylko 7 dni by wytropić tego kto odpowiada za morderczą kasetę i zapobiec masowej śmierci.
Wieki temu oglądałam po raz pierwszy ten film. Byłam absolutnie przerażona. Po jakiś dziesięciu seansach można się z „The ring” oswoić. Powstało do tej pory wiele innych filmów wywołujących gęsią skórkę jednak do 'wrednej dziewczynki ze studni’ mam sentyment.
Postać Samary spokojnie można uznać za jedną z ikon czarnych charakterów. Mała dziewczynka, której postać została skonstruowana z niedopowiedzeń i mrożących krew w żyłach zachowań. Jej historia jest równie straszna co smutna. Rachel robi sobie nadzieje, że wygra z Samarą, w końcu jest ona tylko małą nieszczęśliwą dziewczynką, pochówek zapewni spokój jej duszy. „The ring” w pewnym sensie zadał kłam wszystkim ghost story, w których skrzywdzone dusze szukają pomocy u żywych. Ich krzywdzące działania są próbą zwrócenia na siebie uwagi, wołaniem o pomoc. Samara nie chciała pomocy, chciała krzywdzić ludzi. Za życia i po śmierci. I całe szczęście, bo inaczej jej postać straciłaby całą siłę przebicia.
Druga część obrazu to już dzieło Hideo Nakaty, twórcy oryginału. Gore Verbinski, który zapewnił widzom tak sowita porcję grozy został z następnego projektu wykolegowany.
„The ring 2” zaczyna się od pełnej nadziei przeprowadzki Rachel i Aidana do innego miasta. Mieli tam zaznać spokoju jednak okazało się, że kaseta krąży i zabija nadal. Co więcej Samara zmieniła tor działania i teraz nie chodzi jej tylko o mordowanie ludzi, lecz o powrót w ich szeregi.
Pojawia się tu także historia pochodzenia dziwnej dziewczynki. Dość niejasna, dość pogmatwana, ale robiąca niejakie wrażenie.
Zdecydowanie palmę pierwszeństwa oddaje pierwszej części filmu.
W „The ring 2” trochę zabrakło mi klimatu. Niewiele było dobrych, autentycznie przerażających scen. W pierwszej części mamy chociażby scenę z koniem na promie, która bardzo zapadła mi w pamięć, tu mamy stado jeleni atakujących dorodnymi porożami auto naszych bohaterów- słabe.
Jeśli chodzi o zdjęcia, aktorstwo i muzykę to w przypadku obydwu produkcji nie ma się do czego przyczepić, choć przyznam, że pierwsza część wydała mi się bardziej 'staranna’. Za muzykę odpowiadał jeden z moich najbardziej uwielbianych kompozytorów Hans Zimmer.
Moja ocena:
The Ring/ Krąg:9/10
The Ring/ Krąg 2: 7/10
Pamiętam jak oglądałem ten film, strachu było co nie miara. Potem ogłądałem z koleżankami. I wieszc co… telefon zadzwonił…. Ale było jęku!!!! Klimat filmu jest powalający
oryginalny „Ring” bije na głowe Amerykańskie popłuczyny, gniecie klimatem tak mocno ze z hoolywodzkiej wersjii nie ma co zbierać 🙂 ostatnia część – z cyferką 0, jest świetnym zakończeniem i rozwiązaniem zagadki Sadako. druga część również jest na poziomie do którego amerykańskie kopie się nie zbliżają, jednak najlepsza jest oczywiścia jedynka. Polecam wszystkim oglądać najpierw azjatyckie pierwowzory, a dopiero później ewentualnie rzucić okiem na papke którą pasi nas Ameryka. Ring, Klątwa, Nieodbrane polączenie, Dark Water. filmy które w oryginalnych wersjach mają to Coś, zostały przemodelowane tak żeby zaspokoić gusta mniej ambitnych widzów siedzących w kinach z popcornem i piwem. na szczęscie jest tez dużo ciekawych filmów grozy które jeszcze nie zostały oszpecone. na początek polecam świetny, psychologiczny dreszczowiec „Marebito”.
Ostro jedziesz. Niewiele pamiętam z oryginału, jedynie tyle, że zachwycona nie byłam, a azjatyckie horrory bardzo lubię.
Myślę, że w tych remakach nie chodzi tyle o obniżenie lotów danego filmu a dostosowanie go do innych uwarunkowań kulturowych. A że do amerykanów pokrętna logika zawarta w azjatyckich filmach nie koniecznie trafia to jest zastąpiona ich własnymi pomysłami. W przypadku „Nieproszonych gości” i „Opowieści o dwóch siostrach” nie powiedziałabym, że remake jest dla mało myślących. To są zupełnie inne spojrzenia na ten sam w gruncie rzeczy wątek.
Zgadzam się z Ilsą. Nie każdy musi interesować się kulturą Azji, nie każdy musi ją znać na tyle, aby w pełni zrozumieć symbolikę ich filmów. Dla takich widzów właśnie są amerykańskie remake’i (niekoniecznie tylko dla tych niemyślących, bo nieinteresowanie się czyjąś kulturą nie znaczy automatycznie, że nie jest się homo sapiens).
Ja też wolę amerykańską wersję, bo z zasady nie przepadam za grozą w wydaniu Azjatów, nie rusza mnie głównie przez mój brak zainteresowania ich kulturą. No i azjatycka wersja nie miała Watts rzecz jasna;)