23:59 (2011)
Jakiś czas temu pisałam tu o „Ghost child„. Tym razem mam dla Was inny, starszy obraz tego reżysera.
Singapurski horror rozgrywa się w wojskowym obozie. Składa się z retrospekcji z lat 80 i historii rozgrywającej się obecnie. Retrospekcja jest tu jednak dominująca. Grupa rekrutów nocą opowiada sobie historię, która wydarzyła się około 30 lat wstecz i skończyła się tragiczną śmiercią dwóch żołnierzy: Ekipa rekrutów wyruszyła na nocny marsz rzez dżungle. Jeden z nich, Tan, ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Winą za to zostaje obarczony dowódca jednak w obozie zaczynają się dziać coraz bardziej podejrzane rzeczy. Rekrutów nawiedza duch żołnierza, który przed laty popełnił tam samobójstwo. W sprawę zdaje się być także zamieszana mieszkająca nieopodal kobieta.
„23:59” jest obrazem mocno średnim. Nie do końca spełnia swoja rolę jako horror. Rozgrywa się na potencjalnie wymarzonej dla grozy przestrzeni: wyspa, dżungla, surowy budynek wojskowego obozu.
Bohaterami są młodzi mężczyźni, którym powinna doskwierać izolacja. Nastrój singapurskiego obozu wojskowego przypomina raczej obozik harcerski. Rekruci biegają na swobodzie, co i rusz ktoś znika w dżungli. Dowódca nic nie ogarnia.
Wygląda to dość słabo i znowu mamy skojarzenie z naiwnym teen horrorem.
Mamy kilka ciekawszych wątków, niezłe zdjęcia, dość przyjemną muzykę, ale to co najbardziej psuło mi klimat to język jakim posługują się aktorzy. Skośny film powinien być zagrany w skośnym języku, zamiast tego mamy angielszczyznę z tragiczno -komicznym akcentem. Czasami miałam wrażenie, że aktorzy recytują swoje kwestie z kartek.
Całość – może być i nic ponad to.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:5
Klimat:6
Napięcie:4
Aktorstwo:4
Zabawa:5
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:6
Oryginalność:4
To coś:5
51/100
W skali brutalności:2/10
Akurat w Singapurze język angielski jest jednym z języków urzędowych 😉
Pewnie masz rację, nie bardzo się na tym znam, ale tak czy inaczej wolę jak w azjatyckim horrorze mówią w języku, którego zupełnie nie ogarniam:)
Zgadzam się, w wykonaniu azjatyckim angielski zazwyczaj nie brzmi najlepiej 😉