The Birds/Ptaki (1963)
Gdybym miała przeprowadzić plebiscyt na najlepszy i najgorszy film Hitchcocka wg. mojej opinii, „Ptaki” znalazły by się na szarym końcu. Nie wiem czemu, ale nie darzę tego filmu sympatią.
Odświeżyłam sobie ostatnio tę produkcję, niestety natrafiłam na wersję „pokolorowaną”. Zgroza. Kolory wyglądają tak sztucznie, że aż oczy bolą. Ogólnie, sztuczność całej tej produkcji jest jeszcze bardziej uwydatniona w kolorze.
W pięknej Ameryce tyle czarownych krajobrazów, ale po co z nich korzystać skoro można postawić jakieś szkaradne makiety, które w przypadku „Ptaków” wypadły wyjątkowo nie naturalnie. Żaden widz się na to nie nabierze.
Aż mi głupio krytykować mistrza suspensu, ale na prawdę się nie popisał tą produkcją.
Młoda, piękna i rozwydrzona Melanie Daniels ( w tej roli Tippi Heden) spotyka w sklepie zoologicznym interesujący typ męski (Rod Taylor), zaintrygowana owym facetem wyrusza za nim do nadmorskiej miejscowości, wyposażona w papużki nierozłączki – prezent dla jego małe siostry.
Tak sobie płynie słodka Melanie motorówką do celu, gdy niespodzianie zostaje zaatakowana przez mewę. Złośliwy ptakol wbija szpony w śliczną blond główkę. Poleje się krew, ale na szczęście fryzura zostanie nietknięta.
Postać Melanie bardzo drażniła mnie w tym filmie. Trudno o większą idiotkę nawet we współczesnych produkcjach. Dla kontrastu panem jej serca jest błyskotliwy pan prawnik, który ratuje ją z każdej opresji.
W kłopoty Melanie pcha się z dużym entuzjazmem. Kilka dziobnięć, jej sugestywna panika, trzy zadrapania na twarzy stanowiące realne zagrożenie życia…
Hitchcock jest mistrzem budowana napięcia. I to się w „Ptakach” udało. Wydarzenia rozgrywają się powoli, nastrój zagrożenia wzrasta z każdą kolejną sceną. Całkowity brak muzyki w filmie okazał się strzałem w dziesiątkę. „Cisza przed burzą”.
Niestety wszystko to położyło marne aktorstwo, szczególnie Tippy i beznadziejna scenografia. Nie będę się czepiać sztuczności efektów, bo tu nie ma co cudów oczekiwać.
Jeżeli ktoś zamierza mierzyć się z „Ptakami” polecam zdecydowanie wersję czarno- białą.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:6
Klimat:6
Aktorstwo:5
Dialogi:5
Zdjęcia:5
Oryginalność:7
Zaskoczenie:4
To „coś”:5
Zabawa:6
52/100
niedozywiona napisał
moje pierwsze spotkanie z tym filmem- godzina 10 rano, lekkie zdziwienie. w kolorze właśnie mi się trafiło. no cóż, chyba bardziej mnie przeraziła głupota tej piękności niż same ptaki- chociaż nie powiem, że kiedy patrzę na kruki to czuję się bezpieczna 😀
ilsa333 napisał
Założę się, że to byłam niedziela, TVP 1, z cyklu „w starym kinie”.:)
niedozywiona napisał
no nie, przegrałabyś :p to było jakiś czas temu na filmboxie 🙂
Gość: Buffy1977, *.walbrzych.pl napisał
A ja uwielbiam ten film – chociaż przyznaję Ci rację, że moda na koloryzowanie czarno-białych filmów jest lekko mówiąc śmieszna. Co do głównej bohaterki to mnie wcale nie przeszkadzała jej głupota, bo w przeciwieństwie do współczesnych produkcji nie poszła w stronę schematyczności, tym bardziej, że aktorka jak na tamte czasy niczego sobie (mówię o jej grze, a nie wyglądzie). Klimat, antagoniści, czyli mordercze ptaki i suspens – dla mnie kwintesencja Hitchcocka – zaraz po „Psychozie” mój ulubiony film tego reżysera:)
ilsa333 napisał
Mam wielki szacunek do tego reżysera, ale „Ptaki” moim zdaniem wypadają blado przy „Psychozie” czy „Oknie na podwórze”. A w postać Melanie jest moim zdaniem właśnie zbudowana na schematach: Rozkapryszona blond piękność, błyszczy wśród elit, ale wobec rozpętanych sił przyrody jest bezbronna jak dziecko we mgle, istnieje w tym filmie tylko jako ozdoba, rekwizyt na tle którego męski macho wypada jeszcze „efektowniej”, dlatego ją od razu „znielubiłam”.
Co do mojej porażki w „strzelaniu”- to nie wiem nawet, czy cykl „w starym kinie jeszcze” istnieje, pamiętam go z niedzielnych poranków u babci, tyle fantastycznych filmów mogłam dzięki niemu obejrzeć- z sentymentu chyba mi się nasunęła ta opcja:)
Gość: Buffy1977, *.walbrzych.pl napisał
Hmm, no nie wiem, czy główna bohaterka jest taka schematyczna, bo jakoś nie przypominam sobie filmów sprzed „Ptaków”, które eksplorowałyby taką postać… Ale jak możesz zapodaj parę tytułów (filmów grozy), które również mogły w owych czasach „poszczycić” się takimi bohaterkami, bo naprawdę polubiłam Melanie i z chęcią obejrzę coś starego z takową postacią:) Ale i tak pozostaję przy swoim, że mnie w ogóle nie raziła jej głupota, a całość przedstawiono w taki sposób, że często do owego filmu wracam – no, ale ja ogólnie kocham stare, nieefekciarskie produkcje, więc wszystko co dla Ciebie było złe w tym obrazie dla mnie ma swój niezapomniany urok:)
ilsa333 napisał
Miałam na myśli schematy społeczne, czy kulturowe, w których kobieta funkcjonuje jako bezbronna i głupiutka, które w tym filmie wykorzystano i podkreślono, aż nad to. Czytałam swego czasu ciekawy artykułów na temat roli postaci kobiecych w filmach w ogóle i teza była niestety przykra- aktorka kobieca jest przeważnie tylko partnerką aktora męskiego, którego postać zazwyczaj pcha się na pierwszy plan i często gęsto służy, jak Melanie, do podkreślenia atrybutów męskości. O ile w większości produkcji mam to generalnie w dupie to u reżysera pokoju Hitchcocka takie stereotypowe podejście wydaje mi się uwłaczające. Może za bardzo Pana Alfreda gloryfikuję:)
A co do efekciarstwa to wcale ciągot do niego nie mam, absolutnie lubię minimalistyczne produkcje i to z większości moich recenzji jasno wynika. Tu nie czepiałam się, że efekty są, jakie są- uznałam to za oczywiste jeśli weźmie się pod uwagę datę produkcji. Przeszkadzała mi scenografia, która właśnie w starszych filmach jest zazwyczaj nieporównywanie lepsza niż we współczesnych.
Gość: Buffy1977, *.walbrzych.pl napisał
Ee a final girl? Przecież w slasherach to na ogół kobiecie udaje się przeżyć, dzięki sile psychicznej i sprytowi. Ten nurt horroru to raczej mężczyznę spycha na drugi plan.
Gość: Buffy1977, *.walbrzych.pl napisał
A co do wywyższania facetów w innych gatunkach filmowych to mi się wydaje, że ta moda juz zanika – co rusz, oglądam jakiś film z kobietą w roli głównej. Dawniej po prostu kobieta mniej liczyła się od mężczyzny, a że Alfred żył w takich czasach, a nie innych to dziwne byłoby gdyby o tym nie wspomniał w żadnym swoim filmie – nawet jeśli sam miał inne poglądy, choć na ten temat się nie wypowiem, bo o jego poglądach nic nie wiem:)
Ale osobiście nie przeszkadzają mi ani postacie tępych blondynek, ani zboczonych facetów, myślących tylko penisami – nie biorę udziału w wojnie płci i takie stereotypy w ogóle mnie nie obrażają, za to często śmieszą:)
ilsa333 napisał
No, też właśnie o tym mówię, że w innych produkcjach mi to nie przeszkadza. Ale tu jakoś mnie to uwierało, ale „obrażenie” to nie jest odpowiednie słowo, bo w żaden sposób nie byłam w stanie się identyfikować z Melanie i to nie jest kwestia tylko konstrukcji jej postaci, ale też mało przekonującego aktorstwa. Na pewno coś jest w tym, że w określonym czasie panował taki czy inny pogląd, ale inna kobieca postać z filmu tego reżysera, Lisa, była skrajnie różna od Melanie. Więc uznam postać Melanie jak i odtwórczyni jej roli za błąd w sztuce. (piękna Pani, warto wiedzieć, kariery nie zrobiła, w przeciwieństwie do Grace Kelly z „Okna na podwórze”)
A co do final girl to właśnie takie postacie stanowią przełom, bo zadają kłam męskiej dominacji. Mała blondyneczka wykiwa rosłego, silnego mutaka:) i tu się z Tobą całkowicie zgodzę