Calvaire/ Kalwaria (2004)

Objazdowy muzyk Marc w czasie podróży na kolejny koncert zmuszony jest do postoju w małej wiosce w Ardenach. Tu z pomocą przychodzi mu samotny karczmarz Bartel, oferujący nocleg i pomoc w naprawie auta.
Marc zatrzymuje się w domu mężczyzny. Wkrótce w czasie spaceru Marc pozna bliżej innych mieszkańców wsi, a z czasem także prawdziwe oblicze Bartela.
Nie inaczej, Marc jest pułapce pomiędzy prawdziwymi wariatami.
Dziś mam dla Was coś specjalnego. „Kalwaria” to ewidentnie jeden z najdziwniejszych filmów jakie ostatnio widziałam. No, dobrze, dziwolągi zdarzają się często, ale ten film jest tyle samo dziwny co w tej dziwności genialny i na tym polega jego wyjątkowość.
Nie bardzo wiem do jakiego innego tytułu mogłabym go porównać, żebyście mieli jakieś odniesienie. Klimatem przypomina nieco „Anomalię” z 2012 roku, ale to pewnie kwestia tego, że obydwa filmy posiadają Belgijski rodowód, obydwa dzieją się w małej belgijskiej osadzie.
Sklasyfikowanie gatunkowe „Kalwarii” to karkołomny zamiar, bo znajdziecie tu wszytko: grozę zarówno z pod znaku psychologicznego thrillera jak i torture porn, czarną komedię, dramat, a nawet melodramat. Od tego urodzaju wcale głowa nie boli.
Jest też pięknie zrobiony od strony technicznej. Zdjęcia są wręcz fenomenalne, budują nastrój, który przygniata do ziemi. Nie można zrzucić tej zasługi na dobry wybór plenerów, bo widzimy zwykłą wieś na zadupiu świata, zwykły las i zwykłe pola, ale wszytko sfilmowane w taki sposób, że przyroda staje się integralną częścią całej historii. Ona też opowiada historię.

Fabuła filmu rozkręca się bardzo niepozornie. Mamy grajka, który śpiewa swoje smęty po domach starców wzbudzając gorące uczucia w sercach staruszek, sam jednak jawiąc się widzowi jako niezwykle cierpki gość.
Pewnego razu, w czasie swojego tourne dopada go awaria wozu i z pomocą przychodzi mu jeden z miejscowych, Bartel. Bartel to podstarzały komik, który jak twierdzi niegdyś prowadził własny biznes, jednak po odejściu ukochanej żony stracił cały 'entuzjazm’. Facet stara się z zaprzyjaźnić z Marcem, jednak ten odpowiada mu tylko chłodną, uprzejmą obojętnością. W czasie pobytu Marca w domu Bartela gospodarz przestrzega go przed odwiedzaniem innych mieszkańców wioski, twierdząc, że tacy jak oni nie zostaną dobrze przyjęci. Tacy, czyli artyści.
Marc jednak olewa to ostrzeżenie dzięki czemu poznaje seksualne preferencje mężczyzn bez kobiet – uwaga, w całej wsi nie ma ani jeden cipki, na co nie od razu zwróciłam uwagę. Marc widzi jak chłopki roztropki zabawiają się z trzodą chlewną…

Od tego punktu robi się coraz dziwniej i dziwniej. Gdy zniecierpliwiony przeciągającą się naprawą auta Marc postanawia mimo wszytko odejść z dziwnego miejsca Bartelowi odbija. Początkowo sądziłam, że to kwestia braku towarzystwa, ale Bartel ma bardzo konkretną wizję ad. swojego nowego przyjaciela.Opisy w sieci zdradzają co też spotka naszego objazdowego grajka więc jeśli chcecie mieć niespodziankę radzę tam nie szperać. Nie spodziewajcie się jakiejś wielkiej makabrycznej wizualizacji – liczy się kontekst, jest on wystarczająco dosadny.

Nie spodziewałam się tego rodzaju wrażeń po tym filmie. Ba, niczego się nie spodziewałam, nawet nie przeczytałam filmowego opisu. Po prostu puściłam sobie jakiś film do żelazka. I o mały figiel nie zchajcowała bym sobie ciuchów.
Jeśli lubicie dziwne twory to to będzie doskonały wybór.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:9
Klimat:10
Napięcie:8
Zaskoczenie:7
Zabawa:8
Walory techniczne:9
Aktorstwo:8
To coś:8
Oryginalność:8
79/100
W skali brutalności:2/10


























