Shutter Island/ Wyspa tajemnic (2010)
Kolejna filmowa adaptacja powieści Dennisa Lehane’a. Wcześniej pisałam tu o „Rzece tajemnic”, którą zekranizował Estwood i która jest dla mnie czymś absolutnie fenomenalnym. Z niekłamanym entuzjazmem podeszłam więc do filmu Scorsese, który wziął na warsztat powieść Lehane’a „Wyspa skazańców”.
Ameryka lata 50 XX wieku. Na wyspie w zatoce Bostońskiej mieści się zakład psychiatryczny dla obłąkanych przestępców. Typów, którzy najprawdopodobniej nigdy nie powrócą do społeczeństwa. Są pilnie strzeżeni jednak mimo tego jednej z pacjentek udaje się uciec. Jako że kobieta jest wybitnie niebezpieczna i ma ostrą ryche na psychice do jej poszukiwań przydzielonych zostaje dwóch agentów federalnych, Ted i Chuck. W roli Teda zobaczymy Leonarda Di Caprio, który im jest starszy tym lepsze wrażenie na mnie robi. Jego typowo chłopięca uroda w połączeniu z „rosnącym bagażem doświadczeń” staje się dla mnie z filmu na film co raz bardziej ujmująca.
Początkowo fabuła filmu kieruje nasze myśli na przekonanie o jakiejś dziwnej zbrodniczej działalności dyrektora szpitala. Wszyscy z reszta słyszeliśmy o rzeźnickich zabiegach jakie miały miejsce w placówkach psychiatrycznych. Ted próbując rozwikłać tajemnicę zniknięcia pacjentki wpada na bardzo grząski grunt. Martin Scorsese zadbał o paranoidalny klimat opowieści. Przez większą część filmu obserwujemy naszego bohatera jako człowieka niepewnego, którym targają sprzeczne emocje. Ted jednak wydaje się być ugruntowany w przekonaniu ze stoi po właściwej stronie barykady nie wie tylko jak ją sforsować.
Od strony obsady po za Di Caprio na wyróżnienie zasługuje Michelle Williams, którą pojawia się we wspomnieniach głównego bohatera i jest jego zmarłą żoną, a także Ben Kingsley w roli dr. Cawleya.
Szczególną uwagę zwróciłam również na scenografię. Jestem estetką więc zawsze ma ona dla mnie kolosalne znaczenie. Dante Ferretti zadbał o stworzenie klaustrofobicznego świata szpitala i wyspy.
Po za klimatem niewątpliwie najmocniejszym punktem produkcji jest fabuła. W środku filmu pojawiają się pewne dłużyzny, ale nie wybijają one z rytmu śledzenia opowieści, co najwyżej trochę męczą i wzmagają zniecierpliwienie widza w oczekiwaniu na rozwiązanie zagadki. A jakie ono jest? W tym miejscu pojawia się wiele teorii. Wiele osób obstawia otwarte zakończenie: SPOILER: Widz sam może zdecydować, czy faktycznie Ted został nafaszerowany lekami i doprowadzony do obłędu, albo faktycznie zabił swoja żonę, doznał traumy i sfiksował. Ja osobiście obstaje przy drugiej wersji ,ale moja uwagę zwróciło coś jeszcze, o czym nie wspomina się na forach filmowych (bynajmniej ja nie zauważyłam) końcowa scena w której Ted siedząc na schodach przed szpitalem mówi do swojego lekarza („chuck’a”) że muszą uciekać z wyspy, co TEORETYCZNIE oznacza że „terapia” się nie powiodła. Więc ta teoria ad. zakończenia zakłada, że owszem był czubkiem i czubkiem pozostał. Jednak wypowiada także zdanie, które w moim odczuciu zmienia postać rzeczy „Lepiej umrzeć czy żyć jako potwór”- coś w tym stylu- oglądałam film dość dawno i dokładnie nie pamiętam. Moim zdaniem terapia się powiodła, a Ted specjalnie wprowadził psychiatrę w błąd i chciał poddać się lobotomi, bo wolał być warzywem niż potworem świadomym swej potworności. KONIEC SPOILERA.Chętnie poznam czyjeś zdanie na ten temat:)
Moja ocena:
Straszność:4
Klimat:10
Fabuła:9
Zaskoczenie:10
Oryginalność:7
To coś:9
Aktorstwo:9
Zabawa:9
Zdjęcia:10
Dialogi:9
78/100