The Forest/ Las (1982)
Dwaj kumple, Charlie i Steve planują krótki wypad na obóz w lesie. Ich partnerki, Teddi i Sharon szybko podchwytują pomysł i postanawiają nie tyle dołączyć do mężczyzn co wyruszyć przed nimi, tym samym udowadniając samcom, że potrafią sobie poradzić w leśnej głuszy. Jak postanawiają tak też czynią i wkrótce parkują swoje auto na początku szlaku w parku narodowym. Mężczyźni wyjeżdżają później a ich droga dodatkowo się wydłuża z powodu awarii auta. Dwie kobiety wyruszają na wędrówkę same. Już na początku, utrudzone wyprawą nabierają przekonania, że nie był to najlepszy pomysł. Utwierdzają się o tym już pierwszej nocy nad rzeką kiedy pojawia się tam niespodziewany gość.
„Las” Dona Jonesa, to godny, choć zupełnie zapomniany reprezentant nurtu slash początku lat ’80. Film skrajnie niskobudżetowy celuje w formułę backwoods zabiera nas na malownicze tereny kalifornijskiego parku Sekwoi gdzie został nakręcony. Otoczenie przyrody naturalnie buduje atmosferę izolacji, co jest najmocniejszym punktem programu. Fabularnie naiwny, generuje dużo sytuacji problemowych będących głównych przyczółkiem grozy. To co odróżnia obraz od innych, bardziej znanych slasherów w to wątki nadprzyrodzone.
Główny oprawca, kanibal z lasu, jest jak najbardziej żywym okazem, natomiast jego krewni już niekoniecznie. Z pierwszą złowrogą emanacją mamy do czynienia już nad rzeką gdzie docierają nasze niewiasty. Teddi i Sharon ukazuje się duch kobiety z krwawym śladem na czole, odzianej w płaszcz kąpielowy, która 'rozpytuje’ o swojej dzieci – dwójkę bladych, chudych istot krążących gdzieś po lesie i starających się odciągnąć swojego tatę kanibala od mordowania turystów. Przyznajmy, wszelkie emanacje są bardziej śmieszne niż straszne, ale osobiście odczytuję to jako wartość dodatnią. Praktycznie przez cały seans towarzyszy nam poczucie pewnego zażenowania, cringe’u a nawet niedowierzania, że komuś przyszło do głowy coś takiego puszczać w świat.
Nie zrozumcie mnie źle, bo ma to swój campowy urok, któremu nie mogłam się oprzeć. Egzaltacja aktorów, kompletny brak umiejętności kręcenia scen walki, czy wreszcie ujęcia mające uchodzić za efekty specjalne – cringe osiąga poziom sufitowy. Reżyser chyba sam to w końcu zrozumiał, bo tuż przed finałem zaserwował coś co miało wyjaśnić morderczy rodowód antagonisty i oto mamy przekomiczną scenę życia domowego – nieudanego pożycia małżeńskiego. Niby nie można robić żartu z żartu, a jednak reżyser to zrobił. Cała postać antagonisty jest idealnym połączeniem groteski i grozy: weźmy chociażby scenę konsumpcji ludzkiego mięsa.
Urzekła mnie ta historia, ten entuzjazm twórcy i całej obsady, doceniam jak diabli. Bierzcie i oglądajcie. I bawcie się przednio.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:5
Klimat:7
Napięcie:5
Zabawa: 9
Zaskoczenie:4
Walory techniczne: 5
Aktorstwo:5
Oryginalność:7
To coś:8
56/100
W skali brutalności: 2/10
Dodaj komentarz