Cuerdas/ Sznury (2019)
Młoda, sparaliżowana kobieta, Elena przeprowadza się do wyremontowanego przez ojca domu na wsi gdzie wraz z psem pomocnikiem, Atosem ma wieść przynajmniej znośną egzystencję. Jednak Elena za nic ma starania do ojca chowając do niego stare urazy. Gorąco wierzy, że jej życie nie może być bardziej beznadziejne, a wszystko co najgorsze już ją spotkało w chwili wypadku, który uczynił ją bezwładną kaleką poruszającą ledwie bo ledwie, jedną dłonią. Jest jednak w błędzie. Zawsze może być gorzej. Przekona się o tym z chwilą gdy jej beznadziejne życie zawiśnie na nitce za sprawą chorego na wściekliznę owczarka belgijskiego.
„Cuerdas” jest debiutem reżyserskim hiszpańskiego reżysera José Luisa Montesinosa. Filmowiec zdecydował się na nakręcenie horroru utrzymanego w podgatunku animal attack, czyniąc z sympatycznego psa głównego antagonistę. Tak, scenariusz w dużym stopniu stanowi kalkę „Cujo” Stephena Kinga. Zaczyna się od niefartownego pogryzienia przez nietoperza, a kończy na krwawym ataku na właścicielkę. Kolejny pies miał pecha.
Zawsze mam problem z filmami animal attack – kibicuje nie właściwej stronie. W filmach grozy i filmach generalnie zawsze najbardziej żal mi zwierząt. Taki mam już defekt, więc w sytuacji, w której dochodzi do starcia pomiędzy Eleną, a chorym na wściekliznę Atosem bardziej współczułam psu niż biednej poruszającej się na wózku dziewczynie.
Oczywiście scenariusz bardzo dba o to by widz mógł się wczuć w położenie dziewczyny. Nie przedstawia nam słodkopierdzącej wizji dzielnej wojowniczki, która mimo złego losu nadal uśmiecha się do słonka. Elena jest przesiąknięta goryczą, rozczarowana życiem i zwyczajnie wkurwiona. Na biednym ojcu nie zostawia suchej nitki, gdy ten stara się jak może by jej pomóc. Spotyka ją za to kara – sama chyba dochodzi do tego wniosku. Zostaje sama tak jak sobie życzyła. No prawie sama, bo tuż obok jest pies. Jeszcze bardziej cierpiący i wkurwiony niż ona.
Na filmową fabułę składają się więc pełne niepokoju sceny, w których Elena różnymi sposobami szuka ratunku. Wachlarz możliwości ma raczej ograniczony, ale trzeba przyznać, że scenarzyście starczyło pomysłów by wypełnić 'czas antenowy’. Jak to zwykle w tego typu produkcjach bywa nieustannie jesteśmy świadkami scen 'o krok od śmierci’, więc nie da się tego oglądać bez przynajmniej umiarkowanego zainteresowania.
Jednak muszę zaznaczyć, że groza w tym filmie bazuje nie tylko na przyziemnej sferze niezbyt udanej relacji między psem, a jego właścicielką. Elena ma też problemy ze sobą, ze swoją głową i tym co się w niej lęgnie. A lęgnie się ciekawie i jest to zdecydowanie interesujący punkt programu. Widać, że twórcę ciągnie w stronę horroru w którym można poszpanować jump scerami. Te nieliczne bo nieliczne sceny zaliczam do udanych.
A całość cóż, nie ma za bardzo do czego się przyczepić, chyba że kogoś bardzo obruszy wtórność motywu przewodniego. Powiedziałabym że ogląda się całkiem przyjemnie, ale agonii zwierząt nie ogląda się przyjemnie. No i fretki żal 🙁
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła: 6
Klimat:6
Napięcie:7
Zabawa: 7
Zaskoczenie: 5
Walory techniczne: 7
Aktorstwo:6
Oryginalność: 4
To coś: 6
57/100
W skali brutalności: 2/10
Dodaj komentarz