31 (2016)
Przeddzień Halloween grupa pięciorga pracowników wesołego miasteczka zostaje uprowadzona przez zorganizowaną grupę amatorów tortur i morderstw. Trafiają do siedziby prawdziwych świrów, którzy to planują zabawić się z nimi przez kolejne dwanaście godzin.
Mojego uwielbienia do pierwszych filmów Roba Zombiego nigdy nie kryłam. Tak jak nie kryłam tego, że kondycja jego późniejszych dokonań, kierunek jego rozwoju, że tak ujmę nie napawa mnie większym optymizmem.
Pomysł na „31” wydawał mi się powrotem do źródła, do starej estetyki w której nakręcono „Dom 1000 trupów” i „Bękartów diabła„. Niestety między mną a „31” nie zaiskrzyło. Oczywiście, jest to chory i pojebany film, ale zabrakło mi tu tego pierwiastka obłędu, który tak mocno przywiązał mnie do rodziny Firefly, że płakałam nad ich losem w sequelu.
Nie wiem na co mam zrzucić winę za taki stan rzeczy?
Początek filmu to wejście w temat, czyli zapoznanie z protagonistami o wulgarnym usposobieniu i swawolnej naturze. Na ich czele staje Charly – oczywiście żonka reżysera Sherii Moon Zombie. w tej części filmu widać starania twórcy by wystylizowć realia na lata 70, stroje, muzyka, kolorystyka zdjęć etc. Jest całkiem przyjemnie, jest całkiem dobrze.
Jednak gdy akcja wchodzi we właściwy etap wszytko co dobre znika. Przenosimy się do jakiejś ciemnej nory, kolorystyka nabiera metalicznego odcienia, znika ziarnistość z obrazu i oto lata 70 w magiczny i niezrozumiały dla mnie sposób idą w zapomnienie.
Rozpoczyna się sekwencja kolejnych pozrywanych zdjęć tworzących jakaś dziwną rozsypankę ujęć, montażysta tnie jak szalony i dłuższych ujęć nie mamy tu prawie wcale aż do finałowej sceny, gdy znowu wracamy na amerykańskie pustkowie. Cały ciężar fabuły spoczywa więc na nieracjonalnych, nielogicznych potyczkach bohaterów z antybohaterami, nakręconymi tak nieudolnie, że w pewnych momentach nie wiedziałam kto zabija a kto jest zbijany.
Nie byłam w stanie skupić się na śledzeniu akcji i bardzo niewiele mnie ona obchodziła. Tak dotrwałam do finału, który podobnie jak początkowa partia filmu dorobił się u mnie plusika. Bardzo dobra scena finałowa nie rekompensuje jednak dużych braków w całokształcie.
Widać, że Zombiemu nadal nie brakuje pomysłów na ciekawe charakterystyki pojebańców, ale niestety w tym wszechobecnym nieprzemyślanym chaosie nie zdołałam ich zbyt dobrze poznać, co stwierdzam z żalem.
Dodam, że film udało mi się obejrzeć w całości dopiero przy drugim podejściu. Niezbyt dobrze.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:5
Klimat:6
Napięcie:4
Zabawa:5
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:6
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
To coś:5
50/100
W skali brutalności:3/10
Widzałem. Niestety solidaruzję się z tobą w bólu. „Dom 1000 Ciał”, czy „Bękarty Diabła” to, to nie było. Początek ociekał klimatem, aż miło. Lata ’70 zero komórek, internetów, GPS’ów. Fajnie będzie – myślę sobie. Potem mały Hitler był rozbrajający, śmieszny ale też przerażający… na Hitlerze się skończyło… Kurna, fajny potencjał miał ten film a Rob go zjebał. Miejscami przypominał „Uciekiniera” z Arnoldem, ale mogę się mylić gdyz po Hitlerze lekko przysypiałem 😛 Ogarnąłem cały do końca z małymi blackoutami. Może kiedyś powtórzę seans ale niezbyt szybko 😉
Nigdy nie mogłem zrozumieć fenomenu popularności filmów Roba Zombiego. Ani one straszne ani śmieszne… co najwyżej obrzydliwe i brutalne.
Nie mam nic do brutalności i obrzydlistwa ale nie kiedy to jest jedyna „zaleta” filmu.
Filmu nie widziałem ale po bękartach i domu 1000 ciał chyba już sobie odpuszczę…
prócz The Lords Of Salem które rozczarowało mnie na całej lini – jako posiadacz LP Roba Zombiego 'Educated Horses” liczyłem na film nawiązujący do utworu „The Lords Of Salem” i świetnego komiksowego teledysku – każdy film Roba zrobił na mnie duże wrażenie. Odpalając „31” klaskałem uszami, mając nadzieje ja coś w stylu kultowego „Dom 1000 Trupów”. Niestety. O ile pierwsza połowa filmu mi się podobała, kibicowałem bohatero , tak druga już nie bardzo. Dziwi mnie, że autorka recenzji chwali zakończenie – widocznie go nie zrozumiałem, ktoś pomoże w interpretacji? Dlaczego nie pokuszono się o jakiekolwiek rozjaśnienie motywu tej gry? Kim były te barokowe błazny? Szkoda. Było odrażająco, ale nie tak jakbym sobie tego życzył. Najbardziej odrażający był chyba jeden z żartów o „ruchaniu i zrobieniu loda na raz” w kontekście kobiety w ciąży – coś w tym stylu. Wybaczcie, sadyzm, makabra to jedno, ale taki temat, gdzie pojawia się temat noworodka jak dla mnie jest już grubą przesadą. To samo przeważyło u mnie na ocenie Serbskiego Filmu. Są jakieś granice