Frankenstein – Mary Shelley,
Pogrzeb – George Byron,
Wampir – John William Polidori,
Dziennik z Gnewy. Opowieści o duchach – Percy Bysshe Shelley
Wydawnictwo Vesper w ostatnim czasie ucieszyło swoich czytelników kolejnym wydawniczym wznowieniem klasycznej literatury gotyckiej, tym razem padło na „Frankensteina” opowieść o protoplaście szalonych naukowców i jego dziele, samotnym potworze. Podobnie jak w przypadku opowiadań Lovecrafta z tego samego wydawnictwa, przekład powierzono nieocenionemu Maciejowi Płazie. Z resztą wydanie zostało uzupełnione o posłowie jego autorstwa, w którym krótko, ale wnikliwie analizuje on najważniejsze książkowe motywy oraz biografie samej autorki.
Zadbano o to by czytelnik miał możliwość zapoznać się nie tylko z gotowym dziełem jakim jest powieść „Frankenstein”, ale też okoliczności towarzyszące jej powstaniu. W tym wydaniu zawarto także przedmowę napisaną przez małżonka autorki, także pisarza Percy’ego Shelley’a, której wcześniej nie miałam okazji przeczytać. Znajdziemy tu też kilka słów od samej autorki stanowiących dodatek wyjaśniający wprowadzane w kolejnych wznowieniach powieści zmiany.
Dzięki tym dodatkom czytelnik, jak wspomniałam, poznaje okoliczności powstania słynnej powieści. Okoliczności te jak mniemam są już Wam znane, ostatecznie napomknęłam o nich przy starej recenzji innego wydania tej powieści. Chodzi tu o słynne wakacje nad jeziorem Genewskim gdzie grupa pisarzy pod przewodnictwem Lorda Byrona zabawiała się wymyślając historie o duchach.
Wydawnictwo Vesper poszło jeszcze o krok dalej serwując nam w tym wydaniu „Frankensteina” dodatki w postaci pozostałych, spisanych w owe wakacyjne wieczory strasznych opowieści. Wyborny pomysł, jeśli chcecie znać moje zdanie.
Z radością przeczytałam słynnego „Wampira”, którego autorstwo mylnie przypisywano Byronowi, podczas gdy był on dziełem jego znajomomego, Wiliama Polidorii, który spisał go właśnie w ramach zabawy w opowieści o duchach w lordowskim domu. Co ciekawe, a czego dowiecie się dzięki posłowie Macieja Płazy, Polidorii nieco zakpił z gospodarza imprezy tworząc swojego antybohatera, tytułowego Wampira na wzór Lorda Byrona. Jego wampir bowiem nie jest straszydłem kryjącym się w mrocznym zamczysku, lecz dandysem salonowym lwem, którego jedyną rozrywką po za uzupełnianiem zapasu krwi w organizmie jest sprowadzanie na złą drogę osób ze swojego otoczenia.
Innym umieszczonym tu opowiadaniem jest króciutki „Pogrzeb” Byrona, opowieść tyle tajemnicza, po byronowsku egzotyczna, co moim zdaniem lekko niedokończona.
„Dziennik Genewski” spisany przez męża Shelley to w gruncie rzeczy wybór anegdot o fantastycznym zabarwieniu jakie przynieśli goście, w tym George Lewis, autor „Mnicha”, który jak się okazuje również pojawił się w letniskowy domu Byrona.
Wracając jeszcze do posłowia Płazy, rzuciła ona sporo światła na samą postać autorki, a same wakacje nad jeziorem Genwskim przedstawiają się dzięki temu jako być może najważniejszy moment w jej życiu. Człowiek przesądny powiedziałby, że narodziny „Frankensteina” były początkiem narodzin klątwy, która do końca życia ciążyła na Mary usyłając je trupami bliskich jej osób. Ostatecznie nim autorka dożyła wieku średniego wszyscy towarzysze 'wieczorków z duchami’ wstąpili w ich szeregi.
Poza owymi literackimi dodatkami to wydanie „Frankensteina” kusi czymś jeszcze, ilustracjami samego Lynd’a Ward’a, o którym mówi się, że swoimi ilustracjami dał początek komisom. Jego drzeworyty zdobiły też niejedną powieść, w tym właśnie historię Mary Shelley, co skutecznie wykorzystał Vesper.
Wszytko to stanowi miły dodatek do dzieła, które zyskało niebagatelną sławę, czyli „Frankensteina”. Moje niegdysiejsze dywagacje na temat jego treści możecie przeczytać TU.
„Frankenstein” jest jedną z moich ulubionych książek, szczególnie jeśli ramy ulubienia ograniczę do klasycznych horrorów. Stanowi ona przykład na to, jak ważną gałęzią literatury jest groza.
Mówi się, że życiem człowieka kierują dwie siły eros i thanatos, czyli miłość i śmierć. Ja uważam, że rządzi nim lęk. To lęk jest przyczyną największych odkryć i największych zniszczeń. Dlatego tak śmieszy mnie gdy ktoś stara się bagatelizować rolę grozy, czy to filmowej czy literackiej, czy w jakikolwiek sposób obecnej w sztuce i kulturze. Uważam, że literatura, grozy i tu „Frankenstein” jest dobrym przykładem, mówi o człowieku więcej niż najsłynniejsze traktaty filozoficzne. Nie można jego wartości sprowadzić tylko do 'mitotwórczego potencjału’.
Moja ocena:10/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz