Czerwony pająk (2015)
Kraków, lata ’60 ubiegłego wieku. Młody pływak, przyszły student, jest zafascynowany sprawą seryjnych zabójstw do jakich dochodzi w jego rodzinnym mieście. Postanawia wytropić zabójce, a wrodzony spryt pozwala mu na to. Śledzi sprawce zbrodni i demaskuje go. Zamiast donieść na niego władzom stara się do niego zbliżyć, można rzec zaprzyjaźnić się i dowiedzieć jak najwięcej o morderczym kunszcie.
Film Marcina Koszałki nie został przyjęty ze szczególnym entuzjazmem. Sama też nie wiem do końca co o nim myśleć. Jest na pewno wizualnie i technicznie atrakcyjny dla oka. Moim zdaniem nieźle buduje klimat czasów PRL. Aktorstwo też jest nie do pogardzenia, ale scenariusz jest dość mało czytelny.
Przede wszystkim, czyja to biografia? Oficjalnie, słynnego polskiego mordercy. Mówi się, że bohater filmu Karol Kremer to tak naprawdę Karol Kot, zwany Wampirem z Krakowa. Chłopak zasłynął nie tyle dzięki swoim zbrodniom ile swojej postawie wobec popełnianych czynów. Jeśli przeczytacie wywiad z Karolkiem będziecie wiedzieć o co mi chodzi. Charakterystyka przynajmniej części ofiar (mały Leszek i Danka) pasuje do Kota, ale narzędzie zbrodni już nie. Karolek preferował noże, a nie młotki.
Skąd w takim razie w tytule „Czerwony Pająk”? Przecież Czerwonym Pająkiem nazywany był zupełnie inny sprawca, niejaki Lucjan Stefaniak z Katowic. Ten Pan zasłynął zbrodniami na kobietach w stylu Kuby Rozpruwacza i pisaniem listów w stylu Zodiaka. Został skazany i podobno siedzi w psychiatryku. Prawda jest jednak taka, że nie jest wcale pewne, czy taki osobnik w ogóle istniał, a tym bardziej zabijał w dni świąt narodowych młode kobiety.
Co o tym myślę? Ano myślę, że film Koszałki stanowi wypadkową dwóch historii i elementami dodatkowymi. Jak wspomniałam historia Czerwonego Pająka obecnie uznawana jest jedynie za miejsca legendę, pokraczna próbę dawnych władz mającą udowodnić skuteczność organów ścigania. Czyli mistyfikację. Niektórzy twierdzą, że podobnie było w przypadku Kota.
W filmie Koszałki mamy do czynienia z młodym pasjonatem zbrodni, który bierze na siebie winę za czyny, których nie popełnił, od tak dla fejmu. Czy tak mogło być w przypadku Karolka Kota? Chłopak był na tyle psychiczny, że postanowił stworzyć swoją własną haniebną legendę, ale nie miał jaj żeby kogoś zabić, więc się podszywał pod prawdziwego sprawcę?
Jakaś teoria to jest, a reżyser „Czerwonego Pająka” chyba uznał, że jest na tyle dobra by na jej bazie zbudować filmową fabułę. Tytuł filmu miałby wówczas sugerować, że historia Kota jest tak samo grubymi nićmi szyta jak historia Lucjana Stefaniaka.
W głowie kołacze mi się jeszcze jedna droga interpretacji. Być może cała sprawa relacji między Karolkiem, a mordercą to tylko wytwór jego wyobraźni? Może filmowy Karolek zabijał sam, nie było innego sprawcy?
Nie wiem do prawdy jak to ugryźć.
Wieść niesie, że za inspiracje do scenariusza posłużyła luźna biografia Kota pt. „Lolo”, ktoś czytałam i wie jak ona ma się do filmu?
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:6
Klimat:8
Napięci:6
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:4
56/100
W skali brutalności:1/10
Obejrzałem z wielkim zaciekawieniem. Przeczytałem masę niepochlebnych komentarzy o tym filmie i muszę stwierdzić, że mnie się podobał. Jest inny. Przypomina starą szkołę kręcenia filmów w Polsce w latach siedemdziesiątych. Może o to chodziło? W końcu akcja dzieje się w tych czasach. Obraz w kolorze zapuszczonego akwarium, ponure kadry smutnej mieściny, w której ciężko dopatrzeć się Krakowa, bohaterowie strasznie wycofani; zupełnie, jakby za uśmiech groziła im kara ciężkiego więzienia. Wszystko w tym filmie jest odessane z emocji; pokazane bardzo chłodno. Miałem wrażenie, że oglądam stare, zniszczone upływem czasu zdjęcia ale takie, że im dłużej patrzeć tym okrutniejszy i brutalniejszy wydaje się przedstawiony obraz. Młody człowiek, który beznamiętnie spogląda na zwłoki przed chwilą zamordowanego chłopca i nie robi nic… Nie wszczyna alarmu, nie szuka telefonu. Obojętność czy fascynacja? Ten sam człowiek dotkliwie pobity przez przedstawiciela wymiaru ścigania podnosi się z podłogi i siada na krześle z wyrazem twarzy, który… w zasadzie nic nie mówi, nie widać bólu, zaskoczenia, zadowolenia(?). Z drugiej strony morderca zabija młodą kobietę i… nic. To już Dr. Lecter był bardziej wyrazisty choć jakże opanowany.
Trochę brakowało mi w tym filmie emocji ale z drugiej strony może to dobrze, że ich prawie nie było, że oglądało mi się to, jak stare zdjęcia? Fakt, że odpocząłem przy tym filmie bardziej niż przy przeegzaltowanej, efekciarskiej i krwawej produkcji mejd in amerika mówi sam za siebie.
Mimo woli przypomniał mi się Krótki film o zabijaniu. Tamten film ciążył mi na piersiach strasznie długo. Jest tam fenomenalna w swym okrucieństwie, rozciągnięta do granic scena morderstwa, która wżyna się w psychikę na długo; nic podobnego nie widziałem w żadnym polskim filmie. Jest też scena egzekucji ( zupełnie, jak w Pająku ) ale jakże inna. Tutaj Karol stoi, lekko drżąc i czeka na nieuchronne a tam… jest niemalże walka o życie, jest emocjonalna kipiel; scena również długa i dosadna.
Na koniec ogromne brawa dla Adam Woronowicza ( osobiście bardzo go lubię ), która zagrał tak, jak jeszcze nigdy; zupełnie przeciw sobie. Jest w Czerwonym pająku po prostu kapitalny.
Wielkie dzięki za recenzję tego filmu 🙂
Twój komentarz sam jest recenzją:) A więc ja również dziękuję;)