Blackburn (2015)
Grupa przyjaciół wybiera się do domku wypoczynkowego na Alasce. Niestety górska droga zostaje zablokowana przez spadające kamienie. Młodzi szukając jakieś lepszej alternatywny niż nocleg pod chmurką trafiają do czegoś co przy odrobinie dobrych chęci można nazwać cywilizacją. W małym sklepie poznają dwie upiorne staruszki, które nakręcają młodych opowieścią o pobliskiej opuszczonej kopalni. Co zrobią młodzi? Oczywiście udadzą się na wycieczkę tam, gdzie nie powinni.
To już ostatni film wyświetlany w ramach piątkowego maratonu grozy w sieci kin Helios. Ostatni i chyba najmarniejszy.
Poniekąd czuję się trochę oszukana w związku z nim, bo był reklamowany jako obraz nawiązujący do estetyki kina grozy lat osiemdziesiątych. Narobił mi tym apetytu.
Niestety po raz kolejny okazało się, że oddanie klimatu starych slasherów jest bardzo trudne i mimo iż niejeden śmiałek deklarował taki zamiar to większość poległa. Polegli też twórcy „Blackburn”.
Czasami trzeba uważać z kierunkiem promocji jaki się obiera. Gdybym była przygotowana na bardzo współczesny teen slasher z jałowymi efektami specjalnymi przyjęłabym go z całym dobrodziejstwem inwentarza, może nawet uznałabym, że jest zabawny. A tak wypatrywałam nieistniejącego klimatu starej szkoły, aż się poddałam i uznałam, że czas spadać żeby złapać jakiegoś bigmaca w drodze powrotnej do domu i cyknąć parę fotek wschodzącego słońca na prerii.
Tak, nie wytrwałam do końca, ale i tak mogę Wam powiedzieć kto przeżył:)
Jeśli miałabym doszukać się w „Blackburn” jakiś nawiązań do wcześniejszych produkcji to obstawiłabym raczej serię „Droga bez powrotu„, czy ze względu na wątek kopalni, „Wzgórza mają oczy„. Fabułą faktycznie całą sobą jest osadzona w gatunku slashera – ten nie zmienił się od czasów „Piątku 13ego”.
Więc jeśli chodzi o nawiązania fabularne do starych filmów to okej. Są.
Jest ekipa młodych: brunetka, blondynka, lowelas, frajer, kumpel miś. Ktoś się z kimś pieprzy, ktoś ma fochy, jest droga bez powrotu, jest mroczne siedlisko odszczepieńców rządnych krwi. Jest trochę groteski – głównie za sprawą wspomnianych 'babć sklepowych’ i oczywiście tragiczna historia przeklętego miejsca, czyli szpitala psychiatrycznego stojącego nad kopalną złota. Wszytko bardzo typowe i schematyczne.
Niestety wykonanie mocno tu kuleje. Nawet upalone nielaty, które okupowały wyższe rzędu w czasie seansu wyśmiały efekt lawiny kamieni. Grafik kompletnie sobie nie radził i to w kilku fragmentach. Rzec można dobrodziejstwo technologii strzeliło im w stopę.
Co się tyczy aktorstwa, to nigdy nie miałam wielkich oczekiwań względem odtwórców slasherowych ról. Są w końcu tylko mięsem armatnim, więc cóż tu filozofować nad ich losem. Aktorzy jakoś tam dają sobie radę, dziunie są całkiem przystojne, czego niestety nie można powiedzieć o okazach męskich.
Czyli generalnie, taki tam sobie filmik. Można obejrzeć, można się zdrzemnąć.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła:5
Klimat:5
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:4
Aktorstwo:5
Walory techniczne:4
Oryginalność:3
To coś:5
45/100
W skali brutalności: 2/10
Czyli, według mnie najlepszym filmem wyświetlanym w czasie maratonu grozy Helios był film „The Hallow„. Na drugim miejscu „The Boy”, na trzecim „Worry Dolls” i na końcu „Blackburn”
Dodaj komentarz