The Hidden Hand/ Niewidzialna ręka (1942)
Pewnej burzowej nocy w domu zamożnej starszej Pani, Lorindy Channing pojawia się jej brat John, który właśnie zbiegł ze szpitala dla umysłowo chorych. Jego obecność ma pomóc Lorindzie w realizacji planu jaki usnuła przeciwko swoim krewniakom i tym samym utwierdzić się, że jej decyzja o pozostawieniu majątku sekretarce, Mary jest słuszna. Plan przewidujący sfingowanie śmierci Lorindy i jest tyle przebiegły co karkołomny. Obłąkany brat starszej Pani przyodziawszy strój lokaja czuwa nad jego realizacją.
Jeśli mieliście sposobność oglądać klasyk pod tytułem „Stary, mroczny dom„ (’32) to „Niewidzialna ręka” również powinna przypaść Wam do gustu. Można powiedzieć, że film stanowi odpowiedź Waner Bross na produkcję Universal. W tamtym czasie również doceniano krótkie, groteskowe opowiastki z dreszczykiem, które nie kosztowały wiele, a ze względu na swoje czysto rozrywkowe przeznaczenie mogły zgromadzić sporą publikę. I tak oto mamy tego małego potworka.
Film buduje intrygę w stylu Agathy Christie: grupa ludzi zamknięta w ograniczonej przestrzeni i poddawana grze, której zasady są czytelne tylko dla mistrza gry. By się dobrze bawić trzeba kogoś zabić i ta prawidłowość również znajduje tutaj zastosowanie. Lorinda deklamuje swój plan kilkakrotnie – za każdym razem innej osobie i w zmienionej formie – przez co nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, co jeszcze wydrzy się na deskach jej teatru. Podstępna i przebiegła? Wierzcie mi, mamy tu znacznie więcej przebiegłych i podstępnych. Mamy tu do czynienia z przewagą czarnych charakterów, jeśli ktoś jest przypadkiem dobry – najpewniej źle skończy. Mimo, że tłumaczenie z jakim miałam do czynienia nie było najlepszej próby to wierzę w Waszą znajomość angielskiego i to że docenicie przewrotne teksty Pani Channing, a także niezgorsze riposty jej brata. Sposób w jaki kobieta puentuje swoje działania rozwala na łopatki.
Groza jest tu obecna tyle o ile, w formie lekkiego dreszczyku. Odwołania do klasycznych opowieści o przeklętych domach widoczne są w drobnych elementach taki jak sympatyczne ptaszysko – czarny kruk imieniem Pan Poe, rozlicznych ukrytych przejściach na terenie posiadłości, po których błądzą bohaterzy i gdzie mogą się skryć czy zapadni niczym w średniowiecznym zamczysku.
Nie zabraknie tu dobrych aktorskich kreacji. Pani Lorinda wypada przepysznie, ale to odtwórca roli jej brata ma wszystkie anatomiczne walory do zrobienia z niego upiora idealnego, postrachu rezydencji. Czy jednak ktoś tu czegoś się przestraszy? Owszem, tu mamy wręcz oskarowa rolę czarnoskórego szofera. Tak, wiem, charakterystyka tej postaci jest do bólu rasistowska, ale facet kradnie dla siebie każdą scenę w jakiej tylko się pojawia i trudno mi tu wskazać bardziej przemyślaną kreacje bohatera.
Film raczej zapomniany, ale jeśli już Wam o nim przypomniałam to może zechcecie się skusić.
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:9
Zaskoczenie:6
Walory techniczne: 8
Aktorstwo:9
Oryginalność:7
To coś: 8
69/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz