Amityville Horror (1979) vs Amityville Horror (2005)
Z czym mamy tak naprawdę do czynienia w horrorach Amityville? Z historią, czy z histerią?
Obydwie produkcje, starsza i nowsza szczycą się dopiskiem na plakacie „oparte na prawdziwych wydarzeniach”. Ile w tym prawdy? Swego czasu interesowałam się historią tego domu i udało mi się dogrzebać do pewnych faktów, ale o tym później. Najpierw o filmach…
Starsza produkcja przeszła już do historii kina jako klasyk. W horrorze produkcji, a jakże amerykańskiej, poznajemy rodzinę Lutzu’ów, Katie i George’a. Szczęśliwi nowożeńcy wraz z dziećmi Kate z pierwszego małżeństwa przeprowadzają się do wielkiego, starego domu na Long Island…
Nie zaznają tam jednak szczęścia, po 28 dniach uciekają stamtąd w popłochu by nigdy nie powrócić. Wszytko za sprawą duchów, które tam mieszkają.
Fabuła filmu jest bardzo rozwlekła. Przez dwie godziny śledzimy dość nudną akcję. Kiedy już coś zaczyna się dziać, mamy wrażenie ze zbliżamy się do punktu kulminacyjnego, scenariusz robi trzy kroki w tył i wracamy do punktu wyjścia.
Nagłe zrywy w fabule dają nam nadzieję na jakieś paranormalne wydarzenia. Osobiście zauważyłam jedynie, że George przygnieciony jarzmem odpowiedzialności za nową rodzinę zaczął fiksować.
Proza życia bierze tu górę nad wydarzeniami o charakterze paranormalnym. W pewnym stopniu jest to interesująca zagrywka, bo kwestia nawiedzenia nie jest tak rozstrzygająca i oczywista.
Jeśli chodzi o dobre, stricte horrorowe momenty w filmie to można wyróżnić te z udziałem księdza. Sceny z jego udziałem dają nam do zrozumienia, że mamy do czynienia z czymś więcej niż rodzinnym kryzysem – Amityville jawi się jako plac zabaw belzebuba.
Bardzo rzadko zdarza się bym uznała remake za lepszy od oryginału, ale tak się stało w przypadku „Amityville”. Młody reżyser „wyciągnął” z pierwowzoru to co najlepsze i dorzucił od siebie to czego brakowało Amitywille w 1979.
Jak wspomniałam główne założenia fabuły się nie zmieniły. Znowu mamy rodzinę Lutz, która zostaje wypłoszona z domu po 28 dniach.
W pierwowzorze na ternie domu nie zobaczyliśmy ani jednego ducha, żadnej cudownej poświaty, czy nawet cienia. W remak’u już od początku widzimy iż w domu na prawdę coś się czai. Reżyser sprawnie wykorzystał dobrodziejstwo efektów specjalnych.
Wzbogacił historię o wiele trzymających w napięciu fragmentów, jak chociażby córka Katie spacerująca po szczycie dachu. Rola tej dziewczynki zrobiła na mnie wielkie wrażenie w czasie gdy po raz pierwszy oglądałam ten film. Ani przez moment nie wątpiłam, że zrobi karierę.
Małą Chelse będziemy niebawem mogli oglądać w kolejnym remak’u – Carrie. Klasę aktorską pokazał Rayan Reynolds, którego wcześnie widzieliśmy główne w komediach, świetnie spisał się w roli George’a.
Film nie zmusza widza do trwania przed ekranem bitych dwóch godzin, a jednak w tej wersji historii Amityville dzieje się o wiele więcej. Kwestia problemów rodzinnych jest tu istotna, ale nie przysłania warstwy nadprzyrodzonej. O ile miłośnicy wątków obyczajowych w horrorach będą czerpać większą frajdę z obcowania z oryginałem, o tyle miłośnicy mocniejszych wrażeń, także wizualnych postawią na remake.
Teraz coś o okoliczność narodzin legendy domu Amityville. FAKTY: Oba filmy zostały nakręcone na podstawie dokumentalnej książki, która była własną interpretacją wywiadów z Lutzami – parę lat później nowi mieszkańcy domu Amityville wytoczyli im sprawę o naruszanie prywatności i przeinaczanie faktów dla własnych korzyści. Żaden z późniejszych lokatorów domu nie skarżył się na problemy z duchami… Dom jest zamieszkany do dziś. Co się tyczy strasznego typa – DeFoe, owszem, zastrzelił całą rodzinę, ale udowodniono, że był ćpunem mocno skonfliktowany z bliskimi i już wcześniej miał problemy z prawem… Wygląda na to że wszytko jest kwestią interpretacji:)
Moja ocena:
Amityville 1979: 6/10
Amityville 2005:7/10
red_adelka napisał
Sam De Feo mówi, że dom jak dom – żadnych duchów tam nie ma. Inna sprawa, że podaje za to chyba z 3 wersje tego co się tam naprawdę stało, chcąc wybielić siebie chociaż troszeczkę.