Inkub – Artur Urbanowicz
Dobiegający trzydziestki policjant Vytautus Cenauski, pół Litwin pół Polak, zostaje wysłany w okolice Suwałk by zbadać sprawę nietypowej śmierci pary staruszków.
Na miejscu przekonuje się, że jeden z domów w maleńkich Jodoziorach uchodzi za miejsce nawiedzone, co więcej okazuje się, że pasmo dziwnych zgonów ani nie zaczęło się ani nie skończyło na spopielonych starcach. Badając sprawę Vitek sięga do przeszłości wioski i zamieszkującej ją przed czterdziestoma laty czarownicy, Teresy Oś.
Ogromnie sobie cenię ostanie zainteresowanie rynku wydawniczego polskim folklorem i dawnymi wierzeniami. Chyba wszytko zaczęło się od Dardy i jego „Domu na wyrębach”. Nagle okazało się, że na własnym podwórku mamy masę interesujących antybohaterów, funkcjonujących w świecie horroru jeszcze zanim odkryto ich popkulturowy potencjał.
Artur Urbanowicz, z którym jak dotąd jakoś nie miałam styczności postawił na Czarownice. Mimo, że jeśli idzie o Polskę nie mamy tu takiej kopalni mitów jak Nowa Jerozolima za Oceanem, wygrzebał z tematu tyle ile się dało uzupełniając swoją historię o wiedzę jaką posiadali nieliczni badacze tego wątku.
Książka nie trąci kiczem, ani groteską. Jej atmosfera jest gęsta i mroczna jak w sennym koszmarze. Uroku sprawie dodaje miejsce akcji, Suwalszczyzna kojarząca się – przynajmniej mnie- jako polski koniec świata. Mała wioseczka i prości ludzie to bohater zbiorowy.
Akcja toczy się dwutorowo. Zawiera zarówno opis przebiegu bieżących wydarzeń, których bohaterem jest zakompleksiony glina – nie polubiłam typka – i retrospekcji sięgających lat ’70 XX wieku. Tu poznajemy rudowłosą Krysie, jej braci, ojca i sympatię, Czarka. W tej rzeczywistości odnalazłam się dużo lepiej, bo wiocha zabita dechami i zabobony to moje klimaty;)
Dzięki retrospekcjom poznajemy też główny czarny charakter czyli orędowniczkę diabła, staruszkę nazwiskiem Oś, oraz jej Inkuba. Tytułowy Inkub zaledwie przemyka po powieści, ale jego obecność jest cały czas wyczuwalna. Bardzo trafił we mnie opis tego, co ukradkiem podejrzał mały Antek… Jeśli chodzi o cały obraz działalności czarownicy, to nie bardzo mogę się wypowiedzieć, bo moja wiedza w temacie jest znikoma, ale z grubsza zgadza się to z tym co widziałam w serialu „Salem„;D.
„Inkub” to po trosze horror po trosze kryminał. Mamy tu więc zagadkę do rozwiązania. Z tym, kto stał za tragicznymi wydarzeniami czterdzieści lat temu autor nie krył się szczególnie, bo główną zagadką dnia jest to, za czyją sprawą zło wróciło do Jodoziorów? Kto jest nową czarownicą? Gdzie ukrywa się Inkub?
Generalnie nie mam większych uwag co do powieści, choć nie powiem bym paru rzeczy nie poprawiła. Zabrakło mi wyraźniejszego, mocniejszego opisu sądu nad czarownicą i ciekawszego rozwinięcia charakterystyki dla niektórych postaci. Moim zdaniem finał w porównaniu do rozwinięcia został dopchnięty naprędce, jakby autora przeraziła ilość nagromadzonego maszynopisu i stwierdził – o kurde, czas kończyć. Za to epilog- miodzio;).
Książka na plus, choć w przeciwieństwie do niektórych czytelników, nie doszukiwałam się tu jakiegoś głębokiego przesłania dotyczącego istoty zła, a raczej złych ludzkich wyborów. Potraktowałam ją jako rozrywkę i tej rozrywki mi dostarczyła.
Moja ocena: 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz