Gok-seong aka The Wailing (2016)
W małej koreańskiej wiosce masowo wzrasta liczba niewyjaśnionych zgonów. Podejrzenia w tej sprawie spadają na nowego mieszkańca, Japończyka, który osiedlił się na obrzeżach wioski. Dalsze wydarzenia zaczynają wskazywać na ingerencje sił nieczystych. Czara goryczy przelewa się gdy ofiarą staje się córka miejscowego policjanta.
No i mamy kolejny dobry koreański horror. Zastanawiam się, czy nie zostanę niebawem posądzona o stronniczość w kwestii ocen produkcji z tego rejonu świata, bo jak widać 90% koreańskich filmów grozy budzi mój zachwyt. Co poradzić, jak Koreańczycy naprawdę dają radę? Trzeba się tylko cieszyć. I oglądać.
W przypadku „The Wailing” mamy do czynienia z ghost story z licznymi watkami dramatycznymi, dobrze zarysowanym tłem społecznym i psychologiczną oceną postaw bohaterów.
Po azjatycku film rozkręca się powoli i tak na dobrą sprawę dopiero po godzinie przechodzimy do konkretów. Film trwa ponad dwie, więc wymaga cierpliwości.
Sama historia opiera się na motywie małej społeczności, której członkowie zostają postawieni wobec zdarzeń, których nie rozumieją. Jak zazwyczaj w takich sytuacjach pojawia się wątpliwość, czy to aby nie są diabelskie sztuczki. Ludzie umierają. Miejsca domniemanych zbrodni prezentują się dość makabrycznie. Policjant, na którego barki spada cała sprawa to człowiek prosty, nie da się ukryć, nerwowy.
Wiejska społeczność widzi w tym ingerencję sił nadprzyrodzonych. Odżywają zapomniane lokalne legendy, a miejscowi mężczyźni coraz uważniej przyglądają się 'obcemu’, czyli Japończykowi żyjącemu na marginesie społeczności, nie znający ich języka i obyczajów. Na to kim jest mają masę pomysłów i domysłów, ale praktycznie wszyscy zgodni są w typowaniu go na winowajce wszystkich nieszczęść.
Sytuacja dramatycznie się pogarsza gdy córka komendanta zaczyna chorować. Jej dziwny stan jeszcze pogłębia domysły ojca i reszty mieszkańców. Pojawia się egzorcysta, a my bliżej przyglądamy się Japończykowi. Co też on kombinuje? A kim jest bezimienna kobieta, która podrzuca niejasne tropy?
Sprawa jest niejasna tak naprawdę do samego końca i nie łatwo tu o przewidzenie zamysłu scenarzysty. A jeśli mam być szczera to i finał nie wyjaśnia do końca z czym mamy tu do czynienia. Masa symboli, za pewne zrozumiałych dla ludzi wychowanych w tamtej kulturze, mi nie ułatwiła sprawy, a tylko bardziej namieszała w głowie.
Faktem jest, że w pierwszej połowie film się trochę wlecze, ale w drugiej następuje już przełom i wszytko nabiera wyraźnego kształtu. Desperacja bohaterów rośnie, wraz z nią rośnie napięcie.
Obsada nie szczędzi energii by wyraźnie zaznaczyć jak poważna to sprawa. Klimat, który budowany jest od pierwszych ujęć zaczyna ewoluować w coraz to mroczniejszy. Koreańska wioseczka staje się polem bitwy, choć nie wiadomo kto tak naprawdę jest wrogiem. Możecie być pewni, że nie będzie tu sztampy.
Dla mnie film, może nie medalowy, bo jednak jego długość poraża, ale jednak bardzo udany. Na tle zachodnich produkcji wypada niewątpliwie oryginalnie i poszukiwaczy takich właśnie wrażeń zachęcam do seansu z nim.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:7
Zaskoczenie:6
Zabawa:7
Walory techniczne: 8
Aktorstwo:8
Oryginalność:8
To coś:8
71/100
W skali brutalności:2/10
danaet napisał
Hej Ilsa!
Oglądałem niedawno. Na raty, gdyż czas nie bardzo pozwolił. Hmm…. dla mnie ciekawa ludowa baśń rodem z Azji. Trochę niezrozumiała do końca, zawiła i długa, ale miło się oglało. Aby zajarzyć sens całości musiałem sięgnąć do internetu po wyjaśnienia, ale i tak duży plus dla filmu. Uwielbiam senną atmosferę małego miasteczka gdzie dzieją się popieprzone rzeczy:) Taki trochę azjatycki Lynch 😀 Koreańczycy to jednak robią chyba najlepsze filmy w Azji.