Antropophagus/ Ludożerca (1980)
Grupa przyjaciół przybywa na małą grecka wyspę w celach rekreacyjnych. Jednak rozrywki jakie gwarantuje wypoczynek w tym miejscu są jak najdalsze od walorów relaksacyjnych.
Gdy bohaterzy docierają na miejsce odkrywają, że wyspa jest opuszczona, a po znajomych, którzy mieli na nich czekać nie ma śladu. Gdy prąd znosi łódkę bohaterzy zostają uwięzieni na wyspie. Wkrótce okazuje się, że miejsce nie jest całkowicie opuszczone, uliczkami przemyka tajemnicza kobieta, a w domu letniskowym nieobecnych znajomych znajdują ich nastoletnią niewidomą córkę i to od niej dowiadują się, że coś grasuje w tym miejscu, coś zabójczego. Owym coś, jest ludożerca.
Mniemam, że „Ludożerca” będzie prawdziwą gratką dla fanów horrorów kanibalistycznych. Ja, nieobeznana z tym nurtem doznałam prawdziwego szoku wizualnego, bo twórca tego filmu potrafi jechać po bandzie. Gore jest niemal tak soczyste jak u Fulciego, i chyba jeszcze bardziej odpychające toteż trudno mi mówić tu o walorach artystycznych. To prawdziwe porno dla nekromantów.
Efekty gore są tym co najbardziej rzuca się tu w oczy i mimo iż warto bym najpierw wspomniała o fajnym klimacie i niezłej fabule to cały czas mam przed oczami takie sceny jak pożeranie płodu wyciągniętego wprost z macicy czy pożeranie przez antybohatera własnych jelit. No po prostu odpadłam.
Odradzam więc puszczanie tego filmu w połączeniu z jakimś jadłem.
Twórca tego filmu po za rewolucyjnym podejściem do żywienia serwuje nam dużo innych wrażeń.
Wstępem do filmu jest sekwencja ukazująca młodych kochanków, którzy udają się na plaże z pieskiem. Chłopak się opala a dziewczę pływa. Wtem coś atakuje jej zgrabne ciało, wciąga pod wodę, która szybko zmienia barwę na czerwoną. Nie widzimy oprawcy. I nie zobaczymy go szybko.
Jego obrzydliwe oblicze ukazane zostaje gdzieś w okolicy 50 minuty filmu. Charakteryzacja jest całkiem w dechę. Twarz gościa wygląda na pokrytą wymiocinami, oczy wytrzeszczone, włos przerzedzony. Dieta ewidentnie nie wpłynęła pozytywnie na urodę mężczyzny. Bardzo podobało mi się to, że nie możemy od razu zobaczyć mordercy. Widzimy ciągane za koczy zwłoki, widzimy przerażone spojrzenia tych którzy widzą to, co znajduje się po za kadrem. Nastrój tajemnicy jest budowany rewelacyjnie.
Plusa daje również za wybór pleneru. Otoczenie w jakim rozgrywa się akcja jest posępne, zionie pustką, białe mury zabudowań, wąskie klaustrofobiczne uliczki i wreszcie okazały dom, w którym czai się zło. Muzyka jest delikatna.
Aktorstwo określiłabym mianem teatru osobliwości. Manieryzm jakim operuje obsada wywołuje skojarzenia dedykowane raczej innym gatunkom filmowym. Kobiece postaci umierają z orgazmem na ustach, wydają śmiertelne westchnienia raczej typowe dla kina erotycznego z lat 70. Jeśli ktoś przysłuchiwałby się efektom dźwiękowym zza drzwi pewno pomyślałby że przerzuciłam się na porno. Kiedy pozwoliłam sobie prześledzić filmografię twórcy znalazłam tam pewne odpowiedzi. Joe D’Amato nie z jednego pieca chleb serwował . Zajmował się miedzy innymi filmami erotycznymi a u schyłku żywota wprost- pornografią. Mam cie, stary, pomyślałam. Widocznie zamiłowanie do tego rodzaju filmów tkwiła w nim niezmiennie, a i obsadę być może werbował w specyficznych kręgach, toteż przerażenie mordowanych kobiet można interpretować dwojako. Wypada to oryginalnie, nie powiem.
Ogólnie ze zdziwieniem muszę powiedzieć, że ten film w swojej dziwności przypadł mi do gustu. Nie nudziłam się, bo przechodziłam z jednego grymasu zdziwienia do drugiego,a w sceny gore powodowały opad dolnej szczęki.
Moja ocena:
Straszność: 6
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:7
Walory techniczne:8
Aktorstwo:6
Oryginalność:7
To coś:7
62/100
W skali brutalności:5/10
Gdzie można obejrzec ten film?