Nawiedzony hotel – Wilkie Collins
Brytyjski autor tworzący w XIX wieku kojarzony jest głównie, jako wielki przyjaciel Charlsa Dickensa. Mimo iż to jego mentor zawsze był numerem jeden to Wilkie Colins podbije serca tych, którzy uwielbiają wątki detektywistyczne okraszone stosowną porcją grozy często w gotyckim stylu.
Sama zapoznałam się z jego twórczością po przeczytaniu „Drooda” Dan’a Simonsa, czyli powieści będącej pewną wariacja na temat biografii Collinsa i jego relacji z kumplem od pióra, czyli Dickensem. Postać rozmiłowanego w laudanum zgryźliwego pisarza zainteresowała mnie na tyle, że postanowiłam zapoznać się z jego twórczością i w moje ręce wpadła jedna z jego szlagierowych powieści „Kobieta w bieli„.
Teraz dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka miałam okazje zapoznać się z jego późniejszą, mniej osławioną twórczością mianowicie zbiorem opowiadań napisanych w trudnym dla Wilkie’ego okresie, bezpośrednio po śmierci przyjaciela.
Wydanie jak zazwyczaj bardzo estetyczne. Twarda oprawa i 560 stron do przeczytania za cztery dyszki.
Zbiór zatytułowano „Nawiedzony hotel”. Tak też zowie się pierwsze z zawartych w nim opowiadań. Najdłuższe, najbardziej złożone i nie da się ukryć, robiące największe wrażenie.
Autor wprowadza tu postać femme fatale, w osobie Hrabiny Narrone, która odbija skromnej Agnes lorda Montbarry by zamiast cieszyć się zdobyczą pogrąża się w szaleństwie przekonana, że Agnes doprowadzi do jej śmierci.Co rzeczywiście sprowadzi nieszczęście na Claudie Narrone czytelnik musi ocenić sam.
To doprawdy ciekawa historia, przesączona intrygą i tajemnicą. Nie sposób jej streścić, tak by czytelnikowi nie zaczęła jawić się jako porąbana meksykańska telenowela. Streszczenie więc odpuszczę.
Tytułowym nawiedzonym hotelem w opowiadaniu jest nowo otwarty przybytek dla turytów mieszczący się w Wenecji i niegdyś będący pałacem. To tam hrabina, jej mąż i jej brat spędzają miesiąc miodowy i to tam dojdzie do fatalnego zgonu hrabiego i zagnięcia jego służącego. To tam ponownie spotkają się dwie damy, Agnes i Claudia i to tam szaloną hrabinę dopadnie jej przeznaczenie.
Styl Wilkie’ego w tym konkretnym dziele jest absolutnie bez zarzutów, nie ma dłużyzn, czy niepotrzebnego zamieszania. Jak w dobrej historii detektywistycznej, nie nie pojawia się tu bez powodu. Po lekturze 260 stronic przechodzimy do kilku krótszych opowiadań.
Moja ocena: 10/10
Druga na liście znajduje się „Wyśniona kobieta”. To historia pechowego stajennego, którego historię poznaje zatrzymujący się gospodzie podróżnik. Owym stajennym jest Issak, którego dręczą złe sny. Nie może zaznać spoczynku w nocy. Szczególnie w okolicy godziny drugiej jego życie jest zagrożone przez tytułową „Wyśnioną kobietę”. Nie mogąc więcej dręczyć mężczyzny na jawie swoją nienawiść do niego eskaluje, gdy ten śpi. Kim jest kobieta? Jaką rolę w jego życiu odegrała, tego Wam nie powiem.
„Wyśniona kobieta” porusza temat proroczych snów i jest ciekawym studium jednego, konkretnego przypadku. Podobnie jak w „Nawiedzonym hotelu” ktoś chce tu uciec przeznaczeniu.
Forma jest krótka i ciekawa. Wilkie swoim zwyczajem nie buduje historii prostą drogą. W „Nawiedzony hotelu”, zaczął od środka, tu od końca.
Dzięki temu chwytowi jego opowieści dużo bardziej przykuwają uwagę czytelnika, który od samego początku wciągany jest w wir wydarzeń bez zbędnych wstępniaków.
Moja ocena:8/10
Trzecie opowiadanie nosi tytuł „Pani Zant i duch”. Tu po raz kolejny wszystko zaczyna się się od bohatera pobocznego. Ten spotyka w parku tajemniczą Panią Zant by odkryć jej smutną historię.
To dość klasyczne ghost sotry gdzie duch z zaświatów rozciąga pieczę nad bliską swemu sercu osobą. Brakuj tu sensacyjnych zrywów, ale nie mniej jest to historia z klasą.
Moja ocena:7/10
„Upiorne łoże” jest jednym z moich faworytów. Jej bohaterem jest turysta zwiedzający hazardowe meliny we Francji. Pewnej feralnej nocy trafia do wyjątkowo podłej szulerni, gdzie rozbiwszy bank upija się a spoczynek znajduje w tytułowym przeraźliwym łożu.
Tu autor postawił na narracje pierwszoosobową dzięki temu opisy przeżyć jaki doświadczy bohater są bardziej żywe. Wspomniane opisy przeżyć jawią się trochę jako haluny po środkach odurzających i choć część prawdy w tym jest, to nasz bohater doświadcza czegoś więcej niż koszmarnego snu. Staje się ofiarą zmyślnej intrygi skierowanej przeciwko gościom szulerni.
Świetna rzecz.
Moja ocena: 10/10
„Panna Jeromette i pator” to znowu historia z wątkami romantycznymi. Ponownie pojawia się też wątek nieuchronności przeznaczenia, którego spełnienie rozgrywa się nieomal na oczach tytułowego pastora.
Moja ocena: 7/10
„Martwa ręka” to kolejny popis wyobraźni Collinsa. Podobnie jak to było chociażby w przeraźliwym łożu jest to dość prosta historia z nieoczekiwania pointą. Tu również dużą rolę odgrywa sposób narracji.
Ponownie pojawia się wątek bohatera, który zasypiając w obcym sobie miejscu przyzywa katusze na duszy. Tym razem nie za sprawą samego łóżka, lecz gościa, z którym przyszło mu dzielić sypialnie. Arturowi przyszło spocząć w jednym pokoju z trupem…
Moja ocena: 9/10
„Do nieba razem z Brygiem” niestety mnie rozczarowało. Początek był bardzo obiecujący. „Muszę złożyć niełatwe wyznanie. Prześladuje mnie duch”, a kilka linijek niżej: „Nawiedza mnie duch świecznika sypialnianego”. Czyż nie brzmi to szalenie? O tak niestety rozwój wydarzeń jest znacznie mnie porywający.
Moja ocena:5/10
„Dziewiąta”, upewniło mnie w przekonaniu, że Wilkie Colins miał fioła na punkcie wszelkiego rodzaju proroctw i przeczuć.
Znowu mamy tu ten sam temat. W pewnej rodzinie na świat przychodzi niezwykły chłopiec. Ani mądry ani głupi, ale to właśnie on objawi rodzinie straszną wizję.
Collins nie byłby sobą gdyby nie zakończył tej historii dokładnym spełnieniem przeznaczenia.
Moja ocena:7/10
„Diabelskie okulary”, ostanie z opowiadań porusza wątek 'jasnowdzienia’, a może raczej 'czarno wiedzenia’.
Bohater opowiadania wszedł w posiadanie 'diabelskich okularów’, które posiadały fantastyczną moc. Patrząc na ludzi przez ich szkła można było dostrzec ich najgorsze myśli i zamiary.
Moja ocena:8/10
Coraz bardziej cenię sobie zbiory opowiadań. Dostarczają bardziej zróżnicowanych wrażeń niż jedna powieść fabularna i fundują bardziej klarowny pogląd na twórczość danego pisarza. Można się lepiej poznać;)
Jeśli chodzi o samego Colinsa, to na pewno niebawem sięgnę po jego „Kamień księżycowy”.
Sam „Nawiedzony hotel” uważam za zbiór bardzo udany, ale nie może być inaczej jeśli mówimy o klasyce.
Moja ocena: 8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka
Dodaj komentarz