Stara Słaboniowa i Siepkładuchy
– Joanna Łańcucka
Na tę pozycję wydawniczą Oficynki czekałam z wielką niecierpliwością.
Z okładki powieści możemy wyczytać, że w „Starej Słaboniowej i Spiekładuchach” świat ludzi miesza się ze światem duchów rodem z mitologii słowiańskiej i ludowych podań.
Akcja powieści dzieje się w małej wsi – nota twierdzi, że na wschodzie polski- ja z treści wywnioskowałam, że to raczej moje okolice, czyli centrum, ale niech im będzie:)
W owej wsi o dźwięcznej nazwie Capówka mieszka staruszka Teofila Słaboń znana jako Stara Słaboniowa. Kobieta już swoich lat nie liczy, ale przekroczyła już setkę i dalej jak za młodu bierze się za bary ze wszelkimi siłami nieczystymi, które ulubowały sobie ją i okolicznym mieszkańców na ofiary swoich harcy.
Pierwsze co mnie w powieści urzekło, to język stylizowany na wiejską gwarę. Cudo i majstersztyk. Widać, że autorka wychowała się na wisi i wiejską kulturę i obyczajowość zna od podszewki nie z podręczników.
Joanna Łańcucka wymalowała przed czytelnikiem niezwykle barwną opowieść, która sprawiła, że wsiąkłam w jej świat przedstawiony bez reszty. Byłam zachwycona zarówno formą jak i treścią.
Treść jest przygotowana z równą starannością jak sposób jej przedstawienia. Autorka przeprowadza nas przez świat pełen strzyg, zmór, kikimor i innych znanych choć zapomnianych wytworów ludowej wyobraźni. Dodatkowo książka wzbogacona jest o ilustracje, które jeszcze bardziej dodają jej baśniowości.
Miałam wrażenie jakbym słuchała babcinych opowieści, które na równi z historiami Łańcuckiej wzruszały, straszyły i zapadały mi głęboko w pamięć. Postać Starej Słaboniowej pokochałam bez reszty z miejsca. Od razu skojarzyła mi się z moją babcią, która też całe życie chętniej gadała z duchami niż z ludźmi. Obraz wsi też od razu stał mi się bliski, bo taki znany:)
Każda z opowiedzianych tu historii jest niezwykła i szczerze, jakbym mogła pochłonęła bym jeszcze ze dwa tomy przygód Starej Słaboniowej, niestety na kontynuację się nie zanosi.
Trochę sobie w czasie lektury popłakałam, szczególnie pod koniec, ale to znowuż kwestia moich osobistych skojarzeń, więc nie ręczę, że każdy czytelnik będzie tak zachwycony i wzruszony jak ja.
Starej Słaboniowej i innym rozlicznym bohaterom powieści udało się mnie także rozbawić i to wielokrotnie.
Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich zapaleńców i fanów polskiego folkloru, tak niestety niedocenianego i spychanego na margines przez rzeczy bardziej modne i nowoczesne. O tym fakcie też Łańcucka nam przypomina stawiając często swoich bohaterów w sytuacjach starcia dawnej obyczajowości i ludowych tradycji z nowoczesnym myśleniem i oportunizmem. Zakończenie powieści nie napawa mnie optymizmem, co do wyniku tegoż starcia…
Nie wiem czy „Stara Słaboniowa…” znajdzie wielu fanów, liczę w duchu, że tak się stanie, bo tego rodzaju książek brakuje na naszym rynku wydawniczym.
Moja ocena: 10/10
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Oficynka:
Dodaj komentarz