Dead and Buried/ Martwy i pogrzebany (1981)
Dziś będzie trochę klasyki, bo dawno nie było:)
„Martwy i pogrzebany” znalazł się na liście filmów zakazanych, a ten fakt daje nam już do namysłu nad tym, co w nim ujrzymy…
Akcja horroru rozpoczyna się od sceny na malowniczym, kamienistym wybrzeżu oceanu, gdzie fotograf z San Louis przybył na sesje w plenerze. Podczas robienia zdjęć w kadr „wpada mu” młoda i urodziwa niewiasta, mieszkanka tej malej nadmorskiej miejscowości. Kobieta uwodzi kolesia, a kiedy zaczyna robić się na prawdę gorąco zjawiają się jej hymm…”pobratymcy” i dokonują brutalnego mordu na fotografie. Scena ta bardzo skojarzyła mi się z twórczością Lucio Fulci’ego, szczególnie z wejściową sceną z filmu „Siedem bram piekieł”. Okazało się, że jest to skojarzenie jak najbardziej trafne ponieważ podobnie jak u włoskiego reżysera twórcy „Martwego i pogrzebanego” postawili na dobre sceny gore. Nie będą one co prawda tak częste i tak „bezczelne” jak to odbywa się w świeci Fulci, ale fani gore na pewno nie będą zawiedzeni. No, chyba, że ktoś uzna użyte efekty za przestarzałe i mało spektakularne, ale to kwestia tego, czy w ogóle lubi się klimat starych horrorów, czy też nie.
Będziemy świadkami podpaleń, zadźgań, kamienowań, rozgniatania czaszek, a wszytko pięknie wyeksponowane. Fabuła wydaje się być czymś marginalnym, szczątkowym, ale to tylko złudzenie.
Akcja filmu trochę się ślimaczy, śledzenie fabuły wymaga od widza sporej cierpliwości, ale warto gdyż cierpliwość ta jest nagradzana co jakiś czas świetnym scenami mordów oraz finalnie świetnym, mocnym i bardzo zaskakującym zakończeniem.
Mogło by się wydawać, że przynajmniej część tajemnicy miasteczka, można było odgadnąć dużo, dużo wcześniej, jednak skutecznie uniemożliwiło to kilka celnych zabiegów: Postać głównego bohatera – naiwny niczym blondwłose bohaterki horrorów Fulciego. Ślepy na wszelkie wskazówki i podpowiedzi. Gdyby nie potknął się o rozwiązanie – zapewne nigdy by go nie odkrył.
W zachowaniu pozostałych bohaterów również próżno by doszukiwać się logiki, która mogła by pomóc przewidzieć kolejne wydarzenia. Więc finalnie – niby zagadka prosta, a jednak…Choć muszę przyznać – sprawa jest grubymi nićmi szyta…
Wolny rozwój akcji pomaga stopniowemu budowaniu napięcia. Miejscem akcji jest mała rybacka mieścina, a bohaterami są typowi członkowie takiej społeczności. Sprzyja to klimatowi zagrożenia, bowiem wiadomo, że w odizolowaniu rodzi się największa patologia:) Warto przyjrzeć się ich zachowaniu, bo stanowi ono cenną wskazówkę dla rozwikłania tajemnicy.
Niezwykle zapadł mi w pamięć jeden cytat z tego filmu: „Nie możesz mnie zabić, możesz tylko sprawić, że będę martwy”.
Mnie odpowiadała zarówno forma snucia opowieści jak i to co opowiada. Trochę nieostre zdjęcia, klimatyczna muzyka, trochę przerysowane i miejscami przepełnione egzaltacją zachowania bohaterów i groteskowy humor.
Myślę, że fan starego kina znajdzie tu wszytko czego mu trzeba, natomiast nie polecę filmów fanom nowych produkcji.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:7
Klimat:8
Zdjęcia:9
Dialogi:7
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
Zaskoczenie:10
Zabawa:7
To „coś”: 7
71/100