Listopad – A. J. Kuchmister
W listopadzie dusze zamierają w ludziach, drętwieją i opadają z sił całkowicie przemokłe. W ciszy cieszą się zasłużonym odpoczynkiem, za chwilę przyjdzie zima, nie ma co robić na świecie. Zmierzch zapada szybko, a deszcz zmywa ze świata resztki barw. Drzewa wstydzą się swojej nagości, a zieleń gnije z tęsknoty za słońcem. Poszarzałe ludzkie twarze i ich senne wejrzenia zwracają się ku temu co minęło, nikt zdaje się już nie wierzyć w żadną wiosnę.
Jedenaście opowiadań – jakby na cześć jedenastego miesiąca w roku – pióra Agnieszki Kuchmister to przepełnione melancholią teksty, nad którymi unosi się aura niesamowitości i grozy. Grozy cierpkiej i bardzo samoświadomej. Przepiękny styl zaklina w słowach zapomniany świat dawnych ludowych wierzeń, na powrót powołując do życia zapomnianych bohaterów starych baśni. Kilka ukłonów ku współczesności przypomina nam, że to wciąż ten sam świat w którym żyjemy, tylko o tym zapomnieliśmy.
Nie wiem, czy jestem w stanie wyłonić najlepsze opowiadanie spośród tych listopadowych historii, bo tworzą tak integralną i piękną całość, że postawienie na podium któregokolwiek z nich wpędziłoby mnie w poczucie winy wobec pozostałych.
„Marzanna” nie potrafi mi wyjść z głowy, a był to dopiero początek. Amour Fou, które doświadcza bohater z sprawą pachnącej ziemią i dymem ogniska niewiasty to zupełnie nowe spojrzenie na tradycję przepędzania zimy. Tytułowy „Listopad”, choć tak krótki, tak oszczędny budzi niewysłowioną tęsknotę. „Dom kobiet” podobnie jak „Boszorkany” opowiadają historię kobiet widzących i za owe widzenie karanych przez tych, których stopy nigdy nie oderwały się od podłoża. Jeśli chcecie spotkać „Diabła” idźcie w ślad za kowalową córką, Haneczką albo wysłuchajcie jednej z opowieści „Agnieszki”, które zatruły serce małego chłopca. Groza przeniknie do Waszego wnętrza za sprawą opowiadania „Przeżuwacz” odwołującego się do starych ludowych wierzeń o żyjących zmarłych. A skoro już doszliście do starej nekropolii zostańcie by wysłuchać przejmującej „Cmentarnej ballady”, opowiadanej głosem tego, kto obserwuje żywych i słucha zmarłych W ten czas dowiedzieć się, który z dźwięków listopadowego wiatru do głos potępionej duszy. „Pieta” i „Horyzont” oparte na współczesnych realiach wcale nie odstaja klimatem od reszty zbioru. „Horyzont” bawi się psychologią obsesji, zaś „Pieta” to historia Marioli, matki chorego dziecka, której cierpienie staje się … obrazem. „Pamięć” choć umieszczona gdzieś po środku zbioru mogłaby służyć za jego podsumowanie, jako opowieść o rzeczach, które przeminęły, a wciąż są z nami – tylko inaczej.
Wiosna jeszcze nie przyszła, Marzanna nie został utopiona, nadal możecie wysłuchać odgłosów starego świata i schować się w nich jak pod przesłoną dymu z ogniska.
Moja ocena: 10/10