Flowers in the attic/Kwiaty na poddaszu – Virginia C. Andrews
vs
Flowers in the Attic/Kwiaty na poddaszu
(1987)
Czasami wierne trzymanie się fabuły książki na podstawie, której powstaje film służy dziełowi, przykład? „Lśnienie”. Kubrick wykorzystał tylko główne wątki powieści Kinga i dorzucił sporo od siebie.
Jednak… Taki manewr w przypadku „Kwiatów na poddaszu” się nie sprawdził. Głównym nośnikiem fabuły powieści Andrews był motyw klątwy kazirodztwa, która spadła na rodzinę Dollanganger’ów. Corrine związała się ze swoim wujem. W wyniku tego małżeństwa urodziło się czworo dorodnych dzieci. Jednak rodzice Corrine nigdy nie zaakceptowali tego świętokradzkiego związku. W momencie gdy mąż Corrine umiera, a ona zostaje bez środków do życia zmuszona jest wrócić do rodzinnego domu, aby na powrót wkupić się w łaskę rodziców. Szczególnie ojca. Surowy dziadzia nie może dowiedzieć się o istnieniu wnucząt. Wyrodna matka do spółki z fanatyczną babcią zamykają więc dzieci w kalustorfobicznym pokoju, z którego mogą wychodzić jedynie na poddasze. W książce dzieci spędzają tam kilka ładnych lat. W filmie- około roku. Ale to nie jest najważniejsze. W filmie kompletnie pominięto wątek kolejnego kazirodczego romansu w rodzinie. Odizolowane, dorastające rodzeństwo zaczyna przekraczać granice. Brak jakichkolwiek bodźców z zewnątrz (po za TV) sprawia iż Cathy zakochuje się w jedynym dostępnym jej męskim osobniku, własnym bracie. On zakochuje się w niej jeszcze goręcej. Jak można było to pominąć w filmie? Jeffrey Bloom reżyser i scenarzysta w jednej osobie całkowicie wymiksował się z tego wątku skupiając się raczej na kwestii samego porzucenia dzieci przez matkę. W ten sposób, choć pozornie trzymał się fabuły powieści wyciął jej najważniejszą część. W powieści Virginii Andrews wielokrotnie czytamy słowa Cathy mówiącej o klątwie, grzechu.
Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu książka niż film. Pomijając już absurdalne filmowe zakończenie, całemu obrazowi w moim odczuci zabrakło realizmu.
Pod względem stylu, powieści Andrews nie można nic zarzucić. Książkę czyta się „jednym tchem”. Nie jest to może jakieś wyśmienite pióro ale narracja Cathy jest przekonująca.
Żeby nie pozostawiać wątpliwości, „Kwiaty na poddaszy są połączeniem thrillera i dramatu z horrorem nie mają nic wspólnego.
Kwiaty na poddaszu- książka: 9/10
Kwiaty na poddaszu- film:6/10