Final Destination: Bloodlines/ Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi (2025)

Ameryka, lata ’60. Młodziutka Irys idzie na randkę ze swoim ukochanym, Paulem. On ma dla niej niespodziankę, ona dla niego jeszcze większą. Paul zabiera dziewczynę do ultra luksusowej modernistycznej restauracji górującej nad miastem. Budynek przypomina kosmiczny spodek umieszczony na wysokiej wieży, ze szklanymi podłogami i pięknym tarasem widokowym. Młodzi doskonale się bawią, aż do chwili gdy seria niefortunnych zdarzeń doprowadza do katastrofy, w której wszyscy giną. A raczej zginęliby, gdyby Irys nie oszukała przeznaczenia.
Wiele lat później, wnuczka tej samej Irys doświadcza sennych koszmarów. W bardzo intensywnych wizjach doświadcza tego, co spotkało przed laty jej babcie. Z uwagi na mur milczenia jaki rozrósł się w rodzinie wokół postaci babci Stefani nie zdaje sobie sprawy, że to co widzi zdarzało się naprawdę i zdarzyć się może ponownie.

Wielki powrót serii horrorów o złowrogim przekazie: śmierci nie oszukasz, kto ma umrzeć ten umrze. Począwszy od roku 2000 kiedy to grupa licealistów uniknęła katastrofy samolotu lecącego do Paryża, kolejne części „Oszukać przeznaczenie” cieszyły się dużym zainteresowaniem. Wydaje się, że pomysłowość twórców w zakresie uśmiercania bohaterów stanowi niewyczerpane źródło. Kolejne próby odzyskania przez nich kontroli nad własnym życiem – i potencjalną śmiercią – każdorazowo kończyły się fiaskiem – ku uciesze gawiedzi, bo kto lubi happy end’y w kinie grozy? Fuj. Wydawało się, że piąta odsłona serii, nakręcona grubo ponad dekadę temu stanowiła domkniecie tematu – powrót do początku, swego rodzaju pętlę. Ale, ale. Zostało kilka niezałatwionych spraw. A co jeśli lot 180 nie był początkiem wszystkiego? I tu nas mają.
Tym razem nie grupa przyjaciół, nieprzypadkowe osoby, które spotkały się na autostradzie, a połączeni więzami krwi krewni muszą zawalczyć o odwrócenie przesądzonego już losu. Irys udało się uratować, ale po tylu latach śmierć jest mocno wkurzona i chce zebrać żniwo z nawiązką.

Kino czysto rozrywkowe, albo jak chcieliby niektórzy metafora odziedziczonych traum gdy wnuczka śni o tym jak miała umrzeć jej babcia. Krewni którzy spuścili na Irys zasłonę milczenia uznając ją za niebezpieczną wariatkę, która z powodu swoich lękowych wytworów zrujnowała życie własnym dzieciom.
Sceny zgonów, bo to mocno przyciąga miłośników tej serii, są jak zwykle epickie. Złośliwość przedmiotów martwych, efekt motyla w pigułce, żadnych tam samo przesuwających się aparatur tlenowych, czy wędrujących po blacie lakierów do włosów, zamiast tego czysty determinizm i nagrody Darwina w jednym. Warto było tyle czekać.

Wisienką na torcie jest wątek pewnej postaci, w którą wcielał się nieżyjący obecnie aktor. Pewną ciekawostką jest, że twórcy pozwolili mu by sam podsumował swoją postać, pokierował sceną, stworzył monolog – ot po prostu zrobił to po swojemu. Aż łezka się w oku kręci.
Bardzo dobry powrót, nieco zmieniający do tej pory bardzo sztywny schemat i co więcej domykający proszące się o domknięte tematy.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:7
Zabawa:8
Zaskoczenie:8
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:7
67/100
W skali brutalności: 3/10

Dodaj komentarz