Shark bait/ Żywa przynęta (2022)
Grupa studentów udaje się do gorącego Meksyku by świętować przerwę wiosenną. Tam głównie piją i tańczą, ale podczas ostatniej balangi trzech kumpli i towarzyszące im dwie laski postanawiają skroić stojące w przystani skutery wodne i trochę się zabawić. I bawią się przednio do momentu gdy poziom zidiocenia nie przekroczy niebezpiecznej granicy. Dochodzi do wypadku, a studenci ze złodziei stają się rozbitkami.
Co tu dużo mówić, mam dla Was kolejny film z rekinem w roli głównej. Tym razem trafiamy do Meksyku gdzie baluje grupa umiarkowanie sympatycznych studentów. Posiadane przez nich deficyty tak intelektualne jak i moralne popychają ich w stronę idiotycznego wyskoku, który musiał skończyć się źle.
Początek filmu to mały wieczorek zapoznawczy na plaży. Dowiadujemy się z niego kto z kim i po co, wyrabiamy sobie zdanie o poszczególnych postaciach. Widzimy, że Milly ma tragicznie położoną farbę, skopane brwi i gościnne nogi. Nat, to szara myszka o gołębim sercu, która nie tylko nie chce nikogo okradać, ale też chętnie dzieli się tym co ma (czasem nawet o tym nie wiedząc). Chłopak tej drugiej, Tom, miał w tym filmie jedyną wartą odnotowania myśl, była to niezwykle celna diagnoza problemu z jakim boryka się Nat: wszyscy traktują Cię jak ścierkę. Prawdopodobnie będzie pierwszą osobą, która przekona widzów, że warto kibicować rekinowi. Pozostali dwaj młodzieńcy to ofiarny czarnoskóry, który przynajmniej podejmuje próbę wyjścia (wypłynięcia?) z sytuacji i połamany Greg, którego zadaniem jest wabienie rekina aromatem krwi z rozwalonej nogi.
Powiem Wam, że do pewnego momentu oglądało się to całkiem nieźle. Efekty bez rewelacji, ale nie wyglądają jak z painta, aktorzy wykrzesali z siebie ile mogli biorąc pod uwagę powierzone im role. Rekin nie pojawia się zbyt często, jest moment na zbudowanie jako takiego napięcia wokół sytuacji. Wtedy pojawia się on, scenarzysta, który postanowił zmienić survival w kino superbohaterskie.
Nasza Nat (przez wybranka swojego serca pieszczotliwie zwana ścierką) zyskuje umiejętności o jakich wcześniej mogła tylko pomarzyć. Zamiast krwi wielka kupa rozmazuje się po ekranie. Skopali ten finał dokumentnie i tym samym pogrzebali cały film. Czy jest to strata, którą trzeba by odżałować? Tego bym nie powiedziała, ale nie jestem zwolennikiem kopania leżącego.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:5
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa: 6
Zaskoczenie: 4
Walory techniczne:6
Aktorstwo:6
Oryginalność:3
To coś:5
49/100
W skali brutalności: 2/10
Brainless napisał
Heh, z Twojego opisu wynika, że do pięt nie dorasta „The Sallows” czy „47 Meters Down”. A szkoda, zawsze z otwartymi ramionami witam porządne animal horror. Wygląda na to, że trzeba będzie odpuścić sobie seans.