Hybris. Horror obłędu – Marcin Mierzejewski
Gdy Marek znika w ślad za nim rusza trójka przyjaciół: jego narzeczona Łucja, przyjaciel Darek i Cezary, starszy pracownik uniwersytetu, który niedawno pomógł młodym wyjść cało z krwawej masakry jakiej dokonano w sali wykładowej. Podążając śladem zaginionego bohaterzy schodzą wgłąb tajemnego podziemnego świata ludzi o gwieździstych oczach, którzy pośród śmiertelnych rytuałów konfrontują ich z ich lękami, pragnieniami i przewinami.
Chcecie przeczytać coś naprawdę dziwnego? Zapraszam do świata „Hybris” powieści, która wpędziła mnie w konfuzję, wzbudziła niepokój i podważyła moje przekonanie o posiadaniu zdrowych zmysłów. Takie literackie podróże są dla mnie swego rodzaju masochistycznym wyzwaniem. Czytam i nie wiem co czytam. Składam litery, łącze je w słowa, z których powstają zdania, ale nie mam żadnej pewności, że mój sposób rozumienia i pojmowania świata przedstawionego jest właściwy. Autor nie podaje czytelnikowi nawet okruszyny pewności, jednego stabilnego punktu odniesienia, na którym można by się osadzić i ruszyć w dalszą drogę znając jej cel i przeznaczenie. Chcecie interpretacji? Zróbcie ją sobie sami. Chcecie pointy? Będzie dokładnie taką, jaką obierzecie.
Narracja jaką buduje autor dzieli się na czworo. Mamy więc Marka, Cezarego, Darka i Łucję, z czego Cezary jest bardziej przewodnikiem niż uczestnikiem całego zamieszania zdającym się wiedzieć więcej niż pozostali dopuszczeni do głosu bohaterzy. Nie liczcie jednak, że zdradzi Wam cokolwiek wprost. To horror obłędu i tego się trzymajmy. Halucynacje, omamy, pomieszanie zmysłów i myśli. Nadnaturalne wydarzenia, krwawe doświadczenia, cierpienie, niemoc, lęk i w końcu szaleństwo.
W tej opowieści znajdziecie odwołania do greckiej mitologii i psychoanalizy, które mogą być pewną wskazówką, ale tylko na tyle na ile zechcecie z tej kakofonii wyłowić coś co ową wskazówką może, ale wcale nie musi być. Podpowiedzią mogą być już same tytuły (rozdziałów, ale też tytuł książki). Hybris w kulturze starożytnej Grecji oznaczało pychę władcy, która uniemożliwiała mu dostrzeżenie prawdy. Erynie to boginie słusznego gniewu wzbudzonego przez czyjeś przewinienia. A Edyp i Orfeusz to bohaterzy mitologii, z czego Edyp po za tym, że kojarzy się z kompleksem Edypa zgodnie z myślą psychoanalityczną, jest symbolem chęci ucieczki przed własnym losem – tym co nieuniknione, zaś Orfeusz to z jednej strony uosobienie silnej miłości, poświecenia, ale ostatecznie też klęski. Jeśli chcecie znać moją interpretację „Hybris” to zapraszam do Spoilera i ostrzegam, że wynika ona bardziej z przeczucia niż posiada racjonalne podstawy.
SPOILER: Moim zdaniem Łucja, Darek i Marek to jedna i ta sama osoba. Mamy tu motyw transseksualizmu, jakiejś niezdolności do pogodzenia się ze swoją tożsamością, która doprowadza do rozszczepiania osobowości. Zejście do jaskini to swego rodzaju konfrontacja z z samym sobą. Mamy więc Łucję, która ma odwagę być tym kim jest podąża za swoimi potrzebami i pragnieniami (ID), mamy Darka, który wciąż wspomina, że nie spełnił ojcowskiego postulatu męskości, który miał udowodnić podczas wędkowania i którym targają sprzeczne emocje i dążenia (Ego) i Marek, który jest niedoścignionym ideałem, 'mającym’ zarówno Łucję jak i Darka (superego). KONIEC SPOILERA.
Uf. nie wiem czy ma to ręce i nogi, ale… ale … nic lepszego nie wymyślę. Jestem bardzo ciekawa jak Wy widzicie tę sprawę. Czytajcie i rozkminiajcie, trochę obłędu Wam nie zaszkodzi.
*Książka objęta patronatem Biblii Horroru.
Dodaj komentarz