Nowy Dom na Wyrębach – Stefan Darda
Huber Kosmala, wykładowca akademicki z Lublina dziedziczy po zmarłym przyjacielu wiejską posiadłość, Wyręby. Osobliwy spadek przyprawia go o mieszane uczucia gdyż okoliczności śmierci jego przyjaciela, Marka wzbudzają w Hubercie silne poczucie winy. Mimo tego postanawia uczynić z Wyrębów wakacyjne siedlisko. W czasie krótkich wizyt mających na celu przygotowanie domu na ewentualny pobyt z rodziną zaczyna odkrywać, że Wyręby są miejscem cokolwiek dziwnym, a on ku swemu zdziwieniu zaczyna dawać wiarę niezwykłym świadectwom zmarłego przyjaciela.
Wydany w 2008 roku „Dom na Wyrębach” był swego rodzaju objawieniem na polskim rynku wydawniczym. Niektórzy porównywali polskiego Stefana z amerykańskim Stephenem, wierząc, że autor jest przyszłością polskiego horroru.
Tak, debiutancka powieść Dardy skradła mi serce i czym prędzej sięgnęłam po kolejne publikacje pisarza. Wtedy zachwyciłam się serią książek „Czarny wygon” – no, zachwyciłam się połowicznie, bo jedynie dwoma pierwszymi tomami. Już wtedy zauważyłam u Dardy tendencje do desperackiego przeciągania wymyślanych historii.
Później przyszedł czas na całkiem zgrabny zbiór opowiadań „Opowiem Ci mroczną historię„, którzy przywrócił mi wiarę w wyobraźnie autora, która nie kończy się na jednym wałkowanym w kółko pomyśle. I wtedy nastąpił mały krach, bo Darda począł eksperymentować z innymi tematami. Dalekimi od ludowych wierzeń. Mam tu na myśli przeciętne „Zabij mnie tato”. Mniej więcej wtedy zakończyłam współprace z wydawnictwem Videograf, bo któraś z moich recenzji się nie spodobała i na dłuższy czas zapomniałam o Stefanie Dardzie.
Teraz Darda powrócił z „Nowym domem na Wyrębach”. Jaka była moja pierwsza myśl? Facet ma się ku końcowi jako pisarz. Odgrzewanie starego kotleta i próba powtórzenia niepowtarzalnego sukcesu.
Mimo tych myśli gdzieś z tyłu głowy miałam nadzieję – a może w tej metodzie jest szansa?
Akcja „Nowego domu na Wyrębach” rozpoczyna się prawie bezpośrednio po zakończeniu akcji „Domu na Wyrębach”. Minęło bodaj parę miesięcy. Bohater pierwszej powieści został pochowany, a feralne domostwo wpadło w ręce jego kolegi, Huberta, którego możecie pamiętać jako trzecioplanową postać debiutanckiej książki. Stwierdziłam, że w zasadzie nie tu nic do dodania, ale Darda mile mnie zaskoczył, bo miał zamysł na ponowne zawiązanie akcji. Pojawia się wilk- jak ma się do upiornej sowy, nie zdradzę, ale nie głupio to rozegrano. Jest jednak problem.
„Nowy dom na wyrębach” to dopiero początek, mamy się bowiem spodziewać kontynuacji. A w związku z tym w rzeczonej książce nie dzieje się wiele. Jest to ledwie zalążek opowieści. I to mnie wkurza.
Nie jestem miłośniczką książkowych sag, których fabułę da się zamknąć w jednym tomie. Takie działanie ma dla mnie coś z oszustwa. Pisarz obiecuje historię, a później każe na nią czekać zabijając czas fabularnymi zapchajdziurami. Jestem na niego zła, bo w ten sposób stawia siebie w roli przynudzającego wykładowcy, na którego zajęcia trzeba przyjść i odsiedzieć dwie godziny, bo istnieje możliwość, że na koniec rzuci parę zdań na temat egzaminu semestralnego.
Finalnie przebrnęłam przez powieść, ciesząc się każdą okruszyną akcji jak głupia, niewiele mając jednak radości z ogółu. A co żebym nie mogła zbyt łatwo zrezygnować z kolejnej bolesnej przeprawy w epilogu obrzucono mnie jeszcze garścią okruchów na przynętę. Nie ładnie Panie Darda.
Nie wiem nawet jak ocenić, ta książkę, bo jak mam to zrobić, nie mając obrazu całości? Wstrzymam się więc, a może kto wie, kiedy mi przejdzie wkurwienie to sięgnę po kolejny tom? Oby się nie okazało, że będzie ich jeszcze pięćdziesiąt…
to może być dobre