The Boy (2015)
W małym motelu na odludziu mieszka dwuosobowa rodzina Hayley’ów, ojciec i dziewięcioletni syn, Ted. Wspólnie prowadzą przechodzący z pokolenia na pokolenie biznes, który z roku na rok coraz bardziej podupada.
Alienacja od otoczenia wcale nie sprzyja rodzinnym więzom. Ted czuje się samotny, a z czasem ta samotność czyni niepowetowane straty w jego młodym umyśle.
„The Boy” jest niczym innym, jak relacją z narodzin szaleńca pokroju Normana Batesa i jego podobnym legendarnym antybohaterom.
Thriller „The Boy” stanowi rozwinięcie krótkometrażowego filmu na podstawie powieści, jego scenarzysty we współpracy z Clayem McLeod’em. Nie jest to dzieło, które powinno liczyć na większą popularność. Akcji w nim zero, a to co się dzieje ma wydźwięk mocno symboliczny i trzeba trochę namysłu i dużo cierpliwości by wychwycić z niego to, co twórcy mieli na myśli.
Tematyka młodocianych przestępców, of course, nie jest niczym nowym, bo takich filmów z cyklu 'narodziny zła’ mieliśmy już sporo, jednak nigdy w takiej formie. Chociażby recenzowana przeze mnie niedawno „Córeczka” jest filmem z zupełnie innej bajki choć mówi o tym samym: samotność i lęk dziecka przed opuszczeniem doprowadzają go do zbrodni. Tak też się dzieje w przypadku tytułowego chłopca, Teda.
Mały Ted już raz został porzucony. Mamie nie odpowiadał styl życia Hayleyów, codzienna praca w motelu, nie przynoszącym dochodów i cierpki w obejściu małżonek, więc zwiała na Florydę, która od tej pory stała się dla małego Teda symbolem jakieś arkadii, do której należy dążyć.
Jego relacja z ojcem jest praktycznie żadna. Tata traktuje go raczej jako wspólnika w biznesie, czy podwładnego. To nic nadzwyczajnego jeśli chodzi o samotnych rodziców, ci często stawiają dziecko w roli partnera, czyniąc go współodpowiedzialnego za rodzinne decyzje i plany.
Problem w tym, że Ted nie ma nikogo innego, żadnego środowiska rówieśniczego jako odskoczni od domowych obowiązków, nikogo z kim mógłby porozmawiać.
Gości motelowych jest niewielu, ale jeden z nich staje się szansą dla młodego, przynajmniej on tak to widzi. Jeden z nielicznych przyjezdnych zaskarbia sobie sympatię chłopca i ten wierzy, że William zabierze go ze sobą. Młody chce uciec od samotności i wtłaczania go na siłę w dorosłość, od niepowodzeń dzielonych z ojcem i od gniewu, który w nim narasta.
Jeśli o gniewie mowa, to wkrada się on w scenariusz powoli. Jak to bywa u młodych psychopatów zaczyna się od znęcania nad zwierzętami, ale na eskalację, pięknie przedstawioną swoją drogą, musimy czekać do finału filmu.
I to jest spory ból, dla tych, którzy nie gustują w oszczędnych formach. Jest jednak coś, co różni film nudny od monotonnego. O „The Boy” można powiedzieć, że jest monotonny, ale na pewno nie że jest nudny. Jest w nim treść, o której spokojnie można rzec, że jest szokująca. Stagnacja jest tu środkiem wyrazu, za jej pomocą ukazana jest egzystencja chłopca, która zmierza jakby donikąd, tylko nagłe zrywy furii mogą coś tu zmienić i zmienią.
Spokojnie mogę pochwalić ten zamysł, bo osobiście lubię takie kino, ale na pewno nie będę nikomu wciskać, że przeżyje tu artystyczny wzlot, czy popuści z napięcia. Nic z tych rzeczy. To przemyślany film z pomysłem, który realizowany jest z precyzją i spokojem. Z dobrym aktorstwem i pięknymi, przygnębiającymi plenerami.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:5
Zaskoczenie:5
Zabawa:6
Walory techniczne:6
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:7
60/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz