Golem – Gustav Meyrink
„Przeczytałem książkę do końca i trzymałem ją jeszcze w dłoniach, a wówczas było mi tak, jak gdybym badawczo w mózgu własnym kartki przerzucał…”
To jeden z początkowych fragmentów powieści Gustava Meyrinka „Golem”. Powinien być raczej umieszczony na końcu powieści, bo dokładnie takie odczucia miałam po jej przeczytaniu.
Nie dziwi mnie, że ta powieść nazywana jest 'biblią kabalistów’, bo jest wręcz przesiąknięta mistycyzmem i egzystencjalizmem.
Fabularnie nie oferuje zbyt wiele – takie wniosek nasunął mi się, gdy składałam w głowie zdania streszczenia w pokracznej próbie wyłuszczenia najważniejszej treści. Jeśli jednak do warstwy opisanych wydarzeń dołożymy drugie dno, ich warstwę parapsychiczną otrzymujemy coś, co trudno ująć w ramy gatunku i nazwać.
Punktem wyjściowym dla tej historii wydaje się być żydowska legenda. Legenda o tytułowym Golemie, czyli stworzonym z gliny stworze pozbawionym duszy jednak posiadającym ogromna siłę fizyczną. Jego twórcą był stary rabin z Pragi, który przy pomocy magii mógł ożywiać Golema by ten bronił jego rodaków przed prześladowaniami. Legenda głosi iż Golem budzi się co trzydzieści trzy lata i sieje postach na ulicach.
O tej właśnie legendzie rozmyśla główny bohater powieści, który na wzór tytułowego Golema przebudza się z letargu. Pozbawiony pamięci o swojej przeszłości pewnego dnia z pomocą starego Żyda przeżywa właśnie coś na kształt przebudzenia. Zaczyna patrzeć, widzieć i czuć. Wikła się w intrygę, zakochuje się, zostaje oskarżony o morderstwo.
Najlepsze jest to, że finał tej opowieści nie przynosi żadnej konkretnej odpowiedzi. Przez kilkaset stron czytelnik miota się między jawa a snem, w bezowocnej próbie usystematyzowania sobie tego, co dzieje się faktycznie, a co tylko w głowie bohatera, by na koniec wiedzieć tylko tyle co na początku. Sen we śnie.
„A jeśli ostatecznie wszystkie żywe istoty są podobne do tych resztek papieru? A jeśli jakiś niewidoczny, niepojęty wicher pcha nas to w jedną, to w drugą stronę i decyduje o naszym postępowaniu, podczas gdy my w swojej naiwności wierzymy, iż decyduje o wszystkim nasza osobista wola. A jeśli życie to nic innego jak jak zagadkowy wir wiatru, tego, o którym pismo powiada, ze nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Nie jest to aby tylko nasz sen(…)”
Meyrink jest często porównywany do Kafki, ale sądzę, że był znacznie bardziej zakręcony. Do tego dochodzi zamiłowanie do gotyckiego mroku i masa psychologii pomieszanej z mistyką i buddyzmem.
Dziś „Golem” to już klasyka. A jak to z klasyką bywa, rozumieć nie trzeba tylko kochać. Meyrink, zwany dumnie 'Szatanem z Pragi’ zrobił mi w głowie niezły burdel i muszę mu przyznać, że ciężko mi teraz będzie przeczytać coś normalnego. Myślami dalej tkwię w Kogucim Zaułku i wypatruje Golema.
Na koniec jeden z moich ulubionych fragmentów:
„Myśli pan, że gdyby było inaczej, ludzie dawno temu nie wytępili by ogniem i mieczem teatrów? Kanalie najłatwiej rozpoznać po sentymentalizmie. Tysiące nędzników może głodować, nie uroniwszy nawet łezki, ale wystarczy, że jakiś uszminkowany dureń wyjdzie na scenę i zacznie przewracać do nich oczyma, a zaczną wyć jak porzucone pieski.”
Moja ocena:9/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Zysk i s-ka
Dodaj komentarz