Chemia Śmierci – Simon Beckett
David Hunter wybitny antropolog sądowy, który kształcił się na słynnej 'Trupiej farmie’ w Tennesse po tragicznej śmierci żony i córki podejmuje pracę lekarza w małej prowincjonalnej przychodni w hrabstwie Norfolk. Ma dość trupów, chce normalnego życia z dala od zbrodni. Po trzech latach przeszłość zaczyna się o niego upominać. Na skraju lasu Faranhama miejscowi chłopcy znajdują zwłoki niejakiej Sally Palmer.
Dobrze pamiętam moje pierwsze spotkanie z prozą Simona Becketta. Spokojnie mogę powiedzieć, że był to chyba pierwszy kryminał/thriller jaki przeczytałam. Albo inaczej – pierwszy, który chcę pamiętać jako pierwszy;) Wcześniej stroniłam od historii powiedzmy detektywistycznych, do dziś mało która tak naprawdę mi się podoba. Ten cały bum na śledzenie losów dzielnych policjantów tylko się o mnie otarł. Ani mnie oni nie ziębili ani nie grzali. Jednak „Chemia śmierci” to był przełom.
Mimo, że od momentu mojego pierwszego spotkania z tą konkretną książką minęło z dwanaście lat do tej pory pamiętam wszystkie towarzyszące mi podczas lektury odczucia.
Beckett wykłada sprawę od razu, jak to się mówi, w drzwiach. Pierwsze zdania powieści poświęcone są opisowi procesu rozkładu ludzkich zwłok. Autor wyjawia czytelnikowi tą niedostępną dla większości ludzi wiedzę z pasją kolekcjonera prawiącego o swoich zbiorach. Może jestem szaleńcem, ale czytałam o tym z zapałem.
Oczywiście na jednej książce autora się nie skończyło, ale po dziś dzień to „Chemię śmierci” uważam za najlepszą z nich. Beckett dał początek całej serii opowieści o Hunterze tworząc bohatera, który może imponować czytelnikowi swoją wiedzą, ale nie jest obdarty z człowieczeństwa. Narracja pierwszoosobowa sprzyja temu by między nim, a czytelnikiem zawiązała się nić porozumienia.
Zagadka kryminalna zawarta w powieści nie rozczarowuje. Finał jest emocjonujący i zaskakujący,a wszytko co po drodze to istna uczta dla każdego nekromanty;) Tak, to prawda, nie jest to z pewnością książka dla każdego. Niezwykle plastyczne opisy sprawiają, że można odczuć odór rozkładu, a wszech obecna makabra uderza w ludzką wrażliwość. No, co kto lubi, ja lubię.
Moja ocena: 9/10
Dziękuję wydawnictwu Czarna Owca