Wrecked/Reset (2010)
Już po zapoznaniu się z trailerem byłam tym filmem żywo zainteresowana. „Wrecked” to bardzo intrygujący reżyserski debiut z Adrianem Brody’m w roli głównej. Lubię tego aktora niezmiernie mimo dość specyficznej urody.
„Wrecked” to teatr jednego aktora. Brody wciela się tu w postać mężczyzny, który budzi się we wraku samochodu w środku puszczy mając za towarzystwo dwóch martwych mężczyzn. Nie wie kim oni są, nie wie nawet kim jest on sam…
Na domiar złego nie może wydostać się z samochodu, gdyż jego noga, nie dość że złamana to jeszcze utknęła pod zniszczoną deską rozdzielczą.
Czas mija. Bohater jest coraz bardziej spragniony, głody i wyczerpany. Co jakiś czas wybucha spazmatycznym płaczem, przeklina, prowadzi rozmowy z samym sobą.
Przypomina to trochę filozoficzną etiudę o poszukiwaniu swojej tożsamości. Czasami w głowie mężczyzny pojawia się jakieś niejasne wspomnienie, ale nie wiadomo nawet, czy jest ono prawdziwe, czy zostało wywołane przez autosugestie.
Demony przeszłości i te dobre i te złe lubią powracać w czasie kryzysu, ten fakt pogłębia jeszcze filozoficzny aspekt obrazu. Co dokładnie się dzieje, nie mogę napisać.
Warto dodać iż film nie jest pozbawiony typowych dla obrazów survivalowych błędów. Możliwe, że będą one drażnić widza. Mnie ten film w jakiś dziwny sposób przygnębił i wzruszył zarazem.
Niektórzy uważają, że najważniejsza rzeczą jest fabuła. Ja mam inne zdanie. Dla mnie najważniejsze jest to jakie film budzi emocje. Czy w ogóle jakieś budzi.
„Wreceked” jest minimalistyczny. Ale w tym minimalizmie, w tej oszczędnej fabule kryje się treść większa niż w jakimkolwiek filmie, gdzie uderza w nas fala sensacyjnych zdarzeń.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:8
Aktorstwo:9
Zdjęcia:8
Dialogi:8
Zabawa:7
Oryginalność:9
Zaskoczenie:8
To „coś”: 8
76/100