Leśne doły (2011)
Polska ostatnio rzadko kiedy zabiera głos na arenie gatunku grozy. Jeśli już się odezwie, to (o losie) jest to zazwyczaj krzyk rozpaczy. Od jakiś 30 lat nie powstał żaden godny choć odrobiny uwagi polski horror.
Piszę to z przykrością, bo wszyscy wiemy jak bogata w strzygi, wije i inne dusiołki jest kultura słowiańska. Na prawdę mamy skąd czepiać pomysły. Nasz kraj ma około 5 razy więcej wieków historii niż Ameryka, i jest to historia dużo ciekawsza niż wybijanie Indian i stawianie wypasionych willi na ich cmentarzach. Weźmy choćby moje miasteczko, może zadupie, ale miało prawa miejskie zanim Ameryka w ogóle została odkryta przez żarłocznych Europejczyków. Na podstawie lokalnych legend można by zrobić z 15 sezonów horror story. Czemu więc nikt z tego nie korzysta? Do prawdy nie wiem…
„Leśne doły” również nie są tym czego oczekiwałabym od polskiego horroru. Nie chodzi mi tu o niedoróbki realizacyjne, aktorstwo, czy inne rzeczy, o których będzie później… „Leśne doły” bazują fabularnie na typowo Amerykańskich schematach filmów grozy.
Przybliżając:Bohaterzy to Młode małżeństwo, które na szczęście nie wlecze za sobą bagażu bolesnych doświadczeń – martwy płód, choroba psychiczna, uzależnienia – są po prostu młodzi i szczęśliwi. Ich fart osiąga poziom sufitowy, gdy kobieta – Weronika odziedzicza po nieznanym jej wuju piękny dworek we wsi „Leśne doły”. Młodzi planują rozkręcić tam biznes. Z wsią, pomijając fakt, że de facto już nie istnieje i jej tereny zostały dołączone do przyległego miasteczka jest coś delikatnie mówiąc nie tak… W fabule nie znajdziemy niepotrzebnych dłużyzn, wręcz będziemy mieć wrażenie, że zdarzenia biegną trochę na skróty.
Brzmi to z pozoru banalnie. Ale banał przełamuje się już przy tworzeniu postaci przez scenarzystów.
Główni bohaterowie nie są sfrustrowanymi nieszczęśnikami, nie irytują swoim zachowaniem. Dodam jeszcze, że aktorstwo jest tu na prawdę na zaskakująco wysokim poziomie. Postaci z dalszego planu- owi dziwni mieszkańcy też nie są tak ewidentnie podejrzani.
Wiemy, że coś jest na rzeczy, gdzieś dzwoni, ale nie wiadomo, w którym kościele. To przyciąga uwagę i sprawia, że chce się rozwikłać tajemnice „Leśnych dołów” zamiast po 15 minutach seansu stwierdzić: no tak, co za oczywista oczywistość.
Co się jeszcze tyczy aktorstwa, styl gry przypominał mi nieco ten z poniedziałkowego „Teatru telewizji”, coś pięknego, żadnej serialowej maniery!
Po za intrygującą fabułą do plusów należy jeszcze dorzucić klimat filmu. Do mnie przemówił. Może to idiotyczne porównanie, ale skojarzył mi się z takim zdarzeniem z dzieciństwa, jak w czasie grzybobrania zgubiłam się z mamą w lesie i dotarłyśmy nad bagno. Było duszno i wilgotno za razem. Niby wielka przestrzeń do koła, ale wyizolowana w jakiś przedziwny sposób sprawiający wrażenie, że nie możemy się nigdzie ruszyć. Takie miałam skojarzenie… Klimat filmu był zdecydowanie polski, swojski, a jednak obcy.
Co się tyczy muzyki, może trochę zbyt nachalna i dosłowna, ale mnie nie przeszkadzała.
Do minusów zdecydowanie należy zaliczyć montaż i udźwiękowienie. Bardzo amatorskie, choć należy wiedzieć ze to w końcu jest film amatorski, budżet sto tysięcy PLN. Przeszkadzało mi to, ale z drugiej strony jestem to w stanie wybaczyć.
Gdybym miała oceniać go jako film ogólnie- nie polski film, dostał by za pewne niższe noty.
Moja ocena:
straszność:4
Fabuła:8
Klimat:9
Aktorstwo:7
Dialogi:7
Zdjęcia:7
Zabawa:7
To „coś”:8
Oryginalność:6
Zaskoczenie:6
69/100