Dziecko Rosemary – Ira Levin
Rosemary i jej o 9 lat starszy mąż Guy wprowadzają się do starego, owianego mroczną sławą apartamentu w Nowym Jorku. Jak twierdzą znajomi pary w przeszłości mieszkał w nim pewien szalony człowiek, wraz ze swymi pobratymcami wyznający kult szatana.
Młoda para nie zraża się zabobonami, urządza sobie przytulne miłosne gniazdko i zaprzyjaźnia z sąsiadami, starszym ekscentrycznym małżeństwem Minie i Romanem Castevet. W niedługim czasie w niekoniecznie romantycznych okolicznościach zostaje poczęte dziecko młodej pary i to w okół tematu dziwnie przebiegającej ciąży będzie kręcić się fabuła powieści.
Tytuł „Dziecko Rosemary” przeważnie kojarzony jest z filmem Romana Polańskiego nakręconym w 1968 roku. Warto wiedzieć, że ów film jest bardzo wierną filmową adaptacją powieści Iry Levina amerykańskiego pisarza urodzonego w Nowym Yorku. W tymże mieście najczęściej osadzana jest fabuła jego powieści. Levin wydał „Dziecko Rosemary” w 1967 i odniósł duży sukces.
Ktoś kto zna ekranizacje- a nie wielu jest takich, co by nie znali- nie uświadczy przy lekturze książki wielu niespodzianek. Fabuła zmieniona jest nieznacznie. Roman Polański wyciął tylko kilka mało istotnych dla fabuły szczegółów oraz trochę skrócił odcinek od punktu kulminacyjnego do finału- nieco go zmieniając- moim zdanie na plus.
Książka w pewnym stopniu funduje nam większy wgląd w charakter postaci Rosemary i Guy’a. Guy nie wydawał mi się takim narcystycznym palantem gdy oglądałam film. W przypadku książki mamy przedstawionych więcej sytuacji, w których bardzo widoczny jest kontrast pomiędzy młodziutką, naiwną Rosemary a rządnym kariery Guy’em. Autor dużo czasu poświęca na opis rozważań Rosemary, najpierw nad jej małżeństwem, kiedy to Rosemary myśli: On nie potrzebuje żony tylko widza, który będzie go podziwiał! A później nad serią niepokojących wydarzeń. W powieści doskonale przedstawiony jest rozwój paranoi Rosemary. Zaczyna zbierać do kupy najmniejsze szczegóły i na ich podstawie wyciąga wnioski na temat straszliwej prawdy o swoich sąsiadach, a później o mężu. Wiem, że gdybym nie oglądała ekranizacji z tysiąc razy to książka zafundowała by mi mocną paranoiczną przejażdżkę, ale niestety wiedziałam do czego to zmierza.
Porównując film i książkę zauważyłam iż w filmie więcej pojawia się sytuacji okraszonych czarnym humorem, bądź też sytuacje z pozoru te same w filmie zostały w taki właśnie sposób zabarwione, gdy w książce zdecydowanie dominuje groza. Dla każdego fana gatunku pozycja wręcz obowiązkowa. A zaręczam że spełnienie go będzie należeć do przyjemności.
Podobnie stało się w przypadku ekranizacji innej książki Iry Levina „Żony ze Stepford” z 2004 roku. Film nawet nie został podciągnięty pod gatunek grozy, choć zarówno książka jak i pierwsza ekranizacja z lat ’70 są ewidentnie thrillerem.
Moja ocena: 9/10
Dziękuję wydawnictwu Vesper