Bury Me When I’m Dead/ Pochowajcie mnie, kiedy umrę (2025)
Catherine i Henry są małżeństwem od pięciu lat. Planują przeprowadzkę, która ma zażegnać małżeński kryzys, gdy nieoczekiwanie Cat doznaje epileptycznego ataku. W szpitalu zostaje zdiagnozowana – nieoperacyjny guz mózgu. Zostało jej niewiele czasu, a ona nie zamierza przedłużać agonii wycieńczającą chemioterapią. Zamiast tego decyduje, że ostatnie dni życia spędzi w domu letniskowym w New Hampshire należącym do jej zamożnych rodziców. Powiadamia ich też o swojej decyzji dotyczącej braku leczenia i swoją wolę odnośnie pochówku. Cat po śmierci chce dać nowe życie więc zamiast cmentarza i urny z prochami życzy sobie by mąż pogrzebał ją w lesie, a w otworach jej ciała umieścił żołędzie, z których, jak wierzy Catherine wyrosną drzewa. Rodzicom trudno pogodzić się z decyzjami córki. Targany gniewem ojciec informuje w prywatnej rozmowie swojego zięcia, że jeżeli ten nie odda mu ciała córki by mógł ją godnie i właściwie pochować teść go finansowo zniszczy, a ma do tego zasoby i możliwości prawne. Cat wkrótce umiera, a Henry zastraszony przez teścia nie wypełnia ostatniej woli małżonki. Wkrótce gdy w jego codzienność zaczynają się wkradać dziwne zjawiska, nabiera przekonania, że to żona mści się na nim zza grobu.
„Bury me…” reżyserski debiut Seabolda Krebsa jest filmem bardziej smutnym i nostalgicznym, niż strasznym. Informuję o tym na wstępie, żebyście nie wyrobili sobie błędnego przekonania, na temat potencjalnych wrażeń jakie obraz Wam może dostarczyć.
Sama nazwałabym go krańcowo przygnębiającym i nie chodzi tylko o kontekst wydarzeń – śmierć bardzo młodej osoby i niewątpliwy smutek jaki za sobą niesie dla otoczenia – ale całą filmową oprawę, melancholijny nastrój, który wręcz emanuje każdy kadr. W miarę rozwoju akcji robi się tylko ciemniej i ciemniej, jakby każdorazowo przygaszano oświetlenie na planie budując kompatybilność pomiędzy wydarzeniami, a sposobem ich ilustrowania. Zgaszone kolory, stonowana muzyka.
Wszystko zaczyna się w głowie Henry’ego, właściwie jeszcze za życia Cat, kiedy słyszy od niej niecodzienne wyznanie – już wie, że raz zawiódł. Zawodzi ponownie po jej śmierci, gdy nie wypełnia jej ostatniej woli w lęku przed teściem. Teść zaś i tak robi co chce najwyraźniej winiąc Henry’ego za śmierć córki – może gdyby był dla niej lepszym mężem ona zechciałaby żyć i walczyć?
Henry ma przewidzenia, które interpretuje jako emanacje zza grobu, w codziennych poczynaniach zaczyna prześladować go pech, jakby coś nad nim wisiało i żądało opłaty. Jaką cenę przyjdzie mu zapłacić? Tego Wam nie powiem, ale zdradzę, że finał jest przewrotny.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 6
Klimat: 8
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:7
Walory techniczne: 7
Aktorstwo:7
Oryginalność: 6
To coś:6
61/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz