Komórka – Stephen King
Boston, 1 Października, godzina 15.30 tamtejszego czasu. Clay Riddel właśnie sprzedał swój pierwszy komiks i wraca ze spotkania z wydawcą. Wtedy to się zaczyna.
Stojąc na jednej z Bostońskich ulic staje się świadkiem fali szaleństwa, morderczego szaleństwa, które ogarnia ludzi. Rzucają się sobie do gardeł, zabijają się na wzajem, bełgoczą w niezrozumiałym języku. Wszytko to dzieje się w jednej chwili jakby coś ich poraziło.
Punktem wspólnym dla wszystkich szaleńców są telefony komórkowe. Każdy z nich chwilę przed tym jak postradał zmysły rozmawiał przez telefon komórkowy.
Telefonicznych szaleńców, jak określa ich bohater przybywa, ale jest też kilku ocalałych i to właśnie z nimi jednoczy siły nasz bohater by przetrwać w tej komórkowej apokalipsie i zdołać wrócić do rodziny.
Na tyle, na ile wyrobiłam sobie jakiś ogląd na twórczość Stephena Kinga, jestem w stanie stwierdzić, że „Komórka” nie jest typowym dla niego utworem. Przypomina hollywoodzkie zombie movie gdzie wszytko dzieje się bardzo szybko, miejscem akcji jest niekończąca się droga i nie ma tu miejsca na Kingowskie gawędy, zbaczanie z jednotorowego procesu twórczego.
Z tego też względu nie uważam tej powieści za szczególnie udaną choć z drugiej strony jest praktycznie gotowym scenariuszem filmu. Oczywiście już ktoś na to wpadł i od kilku lat krążą pogłoski o ekranizacji powieści.
Początkowo reżyserem miał być Eli Roth ale komuś to widać nie przypasiło i teraz podejrzewany jest o taki twórczy zamiar Tod Wiliams, twórca drugiej części „Paranormal Activity„. W głównego bohatera ma się wcielić John Cusak co nie do końca mi leży, bo nie lubię oglądać wciąż tych samych facjat w ekranizacjach Kingowskich powieści.
Dużo większym zaskoczeniem dla wszystkich, którzy czytali „Komórkę” będzie jednak odtwórca roli Toma – tak, małego, białego grubaska rozpaczającego nad porzuceniem kota – Samuel L. Jackson… Czyżby skopiowali obsadę z „1408”? Cieszy mnie natomiast wybór Isabelle Fuhrman do roli Alice, chciałabym zobaczyć jak nam 'sierotka’ wyrosła. Premiera ponoć w tym roku. Niektórzy już pewnie stracili nadzieję, na powodzenie tej 'misji’, ale mam dla Was dowód, że coś w tym kierunku jest robione:
Wracając do powieści: Nie jest to 'mój typ’. King bardzo często zaskakuje mnie swoimi pomysłami. Z czegoś absurdalnego robi coś żywego i autentycznie strasznego. Tu nie popisał się oryginalnością. Opowieści o zgubnych skutkach używania technologii mamy wystarczająco. Jego pomysł bardzo przypomina „Pulse”, z resztą używa określenia puls, dla zjawiska, które doprowadziło do katastrofy w jego powieści. Pulsem określił sygnał z nadajników, który rozniósł się przez aparaty komórkowe niczym wirus. Wirus ten zgubnie zadziałał na układ nerwowy ludzi, 'resetując cały system’, czyniąc ludzi bezrozumną plagą.
Ludzie, do których dotarł puls tracą swoje człowieczeństwo na rzecz czegoś co można określić zbiorową świadomości. Jak każda nacja komórkowi szaleńcy dążą do zwiększania swojej liczebności i siły.
Grupa ocalałych pod wodzą Clay’a próbuje im się przeciwstawić. Wirus komórkowy mutuje, przez co agresorzy zyskują nowe zdolności, jak chociażby telepatia.
Dużo się tu dzieje, trzeba przyznać, ale mnie ta historia osobiście nie wciągnęła. Na pewno przypadnie do gustu osobom ceniącym szybkie tempo akcji, tym którzy lubią się rozsmakowywać w Kingowskich 'bocznych torach opowieści’ raczej bym tej powieści nie poleciła.
Moja ocena: 5/10
Dodaj komentarz