28 Years Later/ 28 lat później (2025)

Minęło blisko trzydzieści lat odkąd uwolniony z brytyjskiego laboratorium wirus zdziesiątkował ludzkość. Liczna grupa osadników, która przycupnęła na niewielkiej wyspie Lindisfarne oddzielonej od Wielkiej Brytanii dzielnie broni się przed zarazą jednocześnie tworząc podwaliny pod zupełnie nową cywilizację. Dwunastoletni Spike właśnie ma przystąpić do swoistego rytuału przejścia, czyli udać się do strefy skażenia i zabić zainfekowanego osobnika. W tej wyprawie towarzyszy mu ojciec i choć przebieg wyprawy odbiega od planowanego, to obydwaj szczęśliwie wracają do domu. Możliwość opuszczenia hermetycznej społeczności otwiera w głowie Spike’a nową perspektywę, dlatego z całego rytuału i późniejszej celebracji wynosi tyle, że koniecznie musi wrócić na owładniętą zarazą ziemię by odszukać bodaj ostatniego lekarza i tym samym uratować życie swojej matki.
Minęło 28 lat od chwili gdy Jim obudził się ze śpiączki i odkrył, że świat się skończył. Niewątpliwie sceny otwierające film „28 dni później” zapisały się w świadomości widzów jako jeden z lepszych współczesnych portretów rzeczywistości po zagładzie. Sama wielką fanką serii („28 dni później” i „28 tygodni później”) nigdy nie byłam, bo i zombie to niekoniecznie mój klimat jeśli chodzi o model grozy.

Do wielkiego powrotu po latach, czyli „28 lat później” przystąpiłam z umiarkowanym zainteresowaniem i z przykrością muszę stwierdzić, że seans z filmem na tym umiarkowanym poziomie moje zainteresowanie utrzymał. Nie wzbił go ani odrobinę w górę, toteż moje odczucia są raczej chłodne. I mówię o tym na wstępie, cobyście mieli szansę porzucić lekturę dalszego tekstu, bo jestem w mniejszości. Krytycy są zachwyceni, a widzowie entuzjastyczni. A ja nie.
Filmy o zombie zwykle wchodzą w koalicję z kinem akcji i sensacji. Jest prędko, jest groźnie, jest brutalnie. Tak też się dzieje w przypadku „28…” – całej serii w sumie – natomiast nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że twórcy najnowszego sequela poszli jeszcze dalej i zawiązali sojusz z fantastycznym kinem superbohaterskim. A to już zupełnie nie moje bajki, ja nie odróżniam Marvela od DC Comics. Tymczasem, borem lasem, mamy tu historię przebudzenia mocy małoletniego Spike, który pierwszego dnia nie jest w stanie ustrzelić jednego zarażonego by nazajutrz powziąć decyzję wiążącą się z pojedynkiem z Alfą – temat Alf też wydał mi się jakiś taki zalatujący komiksowymi rozwiązaniami fabularnymi.

Mamy tu też sporo efektów – użytych chociażby po to by pokazać pościg na grobli – zbytek moim zdaniem – i wyjątkowo barwną charakteryzację – przez lata dorobiliśmy się iście piekielnych hybryd ofiar wirusa. Bardzo to przeszarżowane.
Twórcy deklarowali, że obraz oddzielonej społeczności to ich refleksja na temat Brexitu, bardziej aniżeli popandemiczna trauma kwarantanny. I tu muszę stwierdzić, że sam początek filmu, zapoznanie z funkcjonowaniem mieszkańców osady, te wstępne przerywniki z recytacją „Butów” Rudyarda Kiplinga, czy wreszcie sceny ze szwedzkim żołnierzem, który jedną fotką z Instagrama uświadamia młodego buntownika, że poza Wyspami Brytyjskimi życie toczy się dalej w zupełnie innej rzeczywistości, są trafne i budzą pewną refleksję. Jednak cóż z tego, skoro cały, być może, niegłupi przekaz został skąpany w rzadkim superbohatersko-coming-of-age’owym sosie? Dużo mam do zarzucenia fabule, wiele mi się nie podobało w wykonaniu. Nie moja to bajka, nie moje preferencje. Na 2026 planowana jest kontynuacja wątku doktora Kelsona pt. „28 years later: The Bone Temple”
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 5
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:5
53/100
W skali brutalności: 2/10

Zgadzam się z twą oceną i szkoda ze ludzie prawie nie dają komentarzy tutaj
Miło mi, że podzielasz moje zdanie.
Co do komentarzy, cóż, ludzie są leniwi. Wejścia na stronę są, bo widzę statystyki, ale jakoś nikt nie ma potrzeby zostawić po sobie śladu, co sprawia, że mam wrażenie jakbym nadawała sama do siebie 😉
Bardzo fajny horror – nie zgadzam się. Tylko końcówka słaba. Klimat jest bardzo mocny i nie czuję tu vibe superbohaterów.