It Stains the Sands Red (2016)
Striptizerka Molly i jej facet Nick są w drodze na małe lotnisko umiejscowione na pustynnym odludziu, gdy ich auto zakopuje się na piaszczystym poboczu. Młodzi planują uciec z ogarniętych przez zarazę zombizmu Stanów do słonecznego Meksyku, ale wygląda na to, że ich plan się nie powiedzie. W czasie próby wydostania się z patowej sytuacji Nick zostaje zaatakowany przez zombie, a przerażona Molly ucieka w głąb pustyni. Dziewczyna zamierza przejść pięćdziesiąt kilometrów na piechotę i to stara się uczynić, ale w ślad za nią podąża nieustępliwy, samotny zombiak.
Jak wiecie, mam raczej kiepskie zdanie o współczesnych zombie movie, jednakże od czasu do czasu, z braku lepszych filmowych ofert zdarza mi się na jakiś zerknąć. Tak było w przypadku obrazu Colina Minihana.
Ku mej uciesze zamiast kolejnej nawalanki dzielnych ocalonych z hordami wygłodniałych potworów dostałam humorystyczną acz niepozbawioną dramatyzmu opowieść o zaćpanej lali, która bieży na szczudłach przez pustynie a za nią jak chihuahua drepcze smutny zombiak.
Horroru to po prawdzie niewiele, ale skoro i tak mało który współczesny horror jest w stanie mnie przestraszyć, ograniczenie wysiłków w tę stronę szczególnie i nie wadzi.
Scenariusz jest bardzo pomysłowy, przewrotny i chwytliwy. Rozwaliła mnie scena z tamponem i to konkretnie, ale nie jest to odosobniony smaczek, bo cały koloryt filmu jest usiany podobnymi kwiatkami.
Mamy tu w zasadzie dwóch bohaterów, Molly i jej zombiaka, który choć nie jest w stanie jej dogonić i zaatakować twardo brnie jej śladem. Jest to przyczyną wielu czasem zabawnych, jak ta z tamponem, czasem dramatycznych scen, a relacja tej dwójki, bo można tu mówić o relacji zacieśnia się z każdym kilometrem. Może to jakiś rodzaj syndromu sztoholmskiego, albo 'zespół Wilsona’ („Cast Away”), ale rozwój wydarzeń powala na łopatki.
Ja wiem, nie wszyscy uznają to za fajniackie i wdechowe. Jakiś smutas powie, że nie tak powinien wyglądać zombie movie, ale ja już doprawdy rzygam tymi pomiotami „Walkimg dead” i każda innowacja jest dla mnie na wagę złota.
W zasadzie wszystkie aspekty tej produkcji przypadły mi do gustu może nawet i do serca. Odtwórcy głównych ról, sceneria, zdjęcia, dialogi – a w zasadzie monologi. Jedyne co mi wadzi to finał, moim zdaniem fabuła powinna urwać się na lotnisku i nie brnąć dalej, ale cóż, nie ma ideałów. Jestem bardzo rada, że dałam mu szanse, bo okazuje się, że zombie da się lubić.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:8
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:10
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:8
Oryginalność:9
To coś:8
69/100
W skali brutalności:3/10
Dodaj komentarz