The Veil (2016)
„23 marca 1985 roku czterdziestu siedmiu członków sekty Heaven’s Veil popełniło zbiorowe samobójstwo”. W dwadzieścia lat później dokumentalistka Maggie ze swoją ekipą dociera do miejsca zbrodni wraz z jedyną wówczas ocalałą, Sarą. Kobieta jest bardzo zmotywowana by dotrzeć do zaginionych materiałów dotyczących działania sekty Jima Jacobsa. Sara ma jej pomóc w dotarciu do prawdy o tym, co wydarzyło się przed laty.
Amerykańska produkcja „The Veil” luźno nawiązuje do wydarzeń jakie miały miejsce na pewnej farmie w Kalifornii w 1970 roku. To tam doszło do masowego samobójstwa dwudziestu siedmiu osób należących do sekty Heaven’s Gate. To całkiem przyjemny temat na film grozy. Skutecznie poprowadzony mógłby zaowocować dobrą produkcją. Niestety, nie udało się to twórcom „The Veil”.
W pierwszych scenach filmu poznajemy Sarę. Sara jest dorosłą kobietą z poważnymi problemami. Wydarzenie jakiego była uczestnikiem w dzieciństwie zaowocowało trwałym urazem. W tej roli zobaczymy znaną z serialu „American horror story” Lily Rabe. Jej widok nastroił mnie pozytywnie, choć pierwsze sceny z jej udziałem nie powalają operatorskimi zdolnościami twórców. Niestety w ślad za Sarą podąża Maggie.
Maggie również ma ciekawą historię do opowiedzenia, jest bowiem córką jednego z policjantów, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce zbiorowego samobójstwa członków sekty Heaven’s Veil. Maggie nie wie, co tak naprawdę wydarzyło się tego dnia, ale wie, że wkrótce po tym jej ojciec także popełnił samobójstwo. Brzmi ciekawie, ale nie w ustach… Jessiki Alby.
Chyba w całym Hollywood nie ma znanej aktorski, którą darzę taką awersją. Jest bardzo przyjemną dla oka panią, ale jako aktorka zawsze wypada tragicznie i konsekwentnie pociąga na dno każdą filmową produkcję ze swoim udziałem. Nie ma za grosz talentu, każda grana przez nią postać to czarowna niewiasta o cielęcym spojrzeniu, z którego bije bezdenna głupota. Bardzo ucieszyło mnie, że bum na tę aktorkę się skończył a ona zajęła się czymś innym, z dala od srebrnego ekranu. Niestety, jak widać, wróciła na gościnne występy, nadal ma tą anielsko frajerską minę i drażni mnie swoją obecnością ;/
Mówiąc szczerze, Lily Rabe, z którą dla odmiany sympatyzuję, nie wypadła w tym filmie wiele lepiej…
Film jest niestety slaby i to pod wieloma względami.
Sam pomysł na motyw sekty i jej działalności zakończonej tak a nie inaczej, jest niezły. W dobrych rękach, w które trafił chociażby „Red State” wypadłby pewno klawo. Tu sprawa została skopana dokumentnie… A właśnie: dokument. Bo nasza słodka Maggie i jej przyboczni z rozchwianą emocjonalnie Sarą na czele, chcą nakręcić dokument. Mają się na niego składać cudem wygrzebane 'taśmy prawdy’, czyli nagrania Jima Jackoba z udziałem jego trzódki wiernych.
Tu należałoby się spodziewać filmu kręconego na poły klasycznie na poły w konwencji found footage. Tu mamy jednak większe zamieszanie, spowodowane kompletnym brakiem konsekwencji. Owszem zobaczymy tu kilka fragmentów, które całkiem dobrze imitują nagrania amatorskie, rejestrujących głownie przemowy guru, ale im dalej rozwija się fabuła, im więcej tego rodzaju retrospekcji się pojawia, tym bardziej tracą one na swojej 'paradokumentalności’.
W końcu stare nagrania niczym nie różnią się od kręconych na bieżąco wydarzeń z udziałem Sary, Maggie etc. Jakby twórcy kompletnie się zgubili. Jednocześnie chcieli kręcić paradokument, ale w razie potrzeby, częstej z resztą, przechodzili do klasycznych form kręcenia. Wypada to dupnie i chaotycznie.
Chaos jest z resztą domeną tego obrazu – mimo jego schematyczności: przybycie na miejsce zbrodni, zaginiecie jednego z dokumentalistów, wyprawa dwójki dokumentalistów 'po pomoc’- nie wiem w zasadzie jakie pomocy oczekiwali – wizja Sary, która doprowadza do znalezienia innej siedziby sekty oraz taśm i kolejne przeskoki z retrospekcji do wizji i teraźniejszości.
Takim chwiejnym krokiem przebiega fabuła filmu, napędzana nie logicznym ciągiem zdarzeń, a wymęczonymi wymysłami.
W końcu docieramy do prawdy. W zasadzie już nie wiem w jaki sposób do owego objawienia doszło, bo straciłam wątek, jednak faktem jest, że finalna niespodzianka związana z przyczyną samobójstwa ojca Maggie jest niezła.
Gdyby nie tak idiotyczny, niekonsekwentny, męczący i dziwny sposób narracji coś by z tego było. A tak radość z odkrycia tajemnicy Havens Veil nie była tak duża jak radość z tego, że ten film w końcu dobiegł końca.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:4
Klimat:5
Napięcie:4
Zaskoczenie:7
Zabawa:4
Walory techniczne:3
Aktorstwo:4
Oryginalność:4
To coś:3
40/100
W skali brutalności:1/10
Gość: Asia, *.neoplus.adsl.tpnet.pl napisał
Ja też byłam tym filmem mocno rozczarowana. Podzielam Twoje uczucia względem Jessiki Alby. Śliczna jest… i tyle. A co do samobójstwa ojca Maggie, to jego przyczyny są co najmniej zastanawiające. Bo jeśli nikt nie odnalazł taśm z chatki, to nikt nie wiedział, że to nie miało być zwyczajne zbiorowe samobójstwo tylko jakiś rodzaj zmartwychwstania. Ojciec Maggie nie miał pojecia w czym tak naprawdę przeszkodził, więc czemu się zabił? Sporo takich dziur jest, niestety w tym filmie.
Gość: Aurelia, *.dynamic.chello.pl napisał
Zgadzam się z komentarzem wyżej, też mnie to zastanawiało! Historia mogła być nawet ciekawa, gdyby nie to dramatyczne aktorstwo Alby i – niestety – po części Lily. 🙁 Rewelacyjnie zagrał za to Thomas Jane – nie mogłam oderwać od niego oczu! :-)))
Film nie był najgorszy, w sam raz na jeden wieczór, ot. Twoja recenzja jasno określiła czego można się spodziewać zanim puściłam play. 🙂