The Witch (2015)
Rok 1630. Rodzina imigranta z Wielkiej Brytanii Wiliama, zostaje wygnana z purytańskiej osady. Zmuszeni są szukać szczęścia w niegościnnych terenach Nowej Anglii, mając przed sobą perspektywę zbliżającej się zimy.
William, jego żona Kate i czwórka dzieci osiedlają się nieopodal rozległego lasu, na zupełnym odludziu. Nowa egzystencja przyprawia ich o dreszcze nie tylko z przyczyn ekonomicznych, ale także w związku mocno zakorzenionymi wierzeniami na temat natury czyhającego na nich zła.
Zło emanuje się szybko. Podczas zabawy z najmłodszym z rodu, Samem nastoletnia Thomasin na moment spuszcza go z oczu. Niemowlę znika. Od tamtej pory skala nieszczęść nawiedzających rodzinę gwałtownie wzrasta. Kto jest temu winien? Siły nieczyste gnieżdżące się w lesie, a może diabeł jest stałym rezydentem farmy Wiliama?
Jakże podobał mi się ten film! Że ach:) Już w ubiegłym roku został doceniony przez krytyków i mimo iż stanowi on debiut reżysera i scenarzysty w jednej osobie, przebił się do masowej dystrybucji. Ciężko mi jednoznacznie prorokować jaka będzie ocena publiczności, bo obraz jest bardzo daleki od mainstreamu. Ci, którzy widząc tytuł „Witch” napalą się na historię czarownic w stylu serialu „Salem„, czy innych współczesnych produkcji poruszających tematykę mogą się gorzko rozczarować. Natomiast Ci, liczący na jakieś novum w oklepanym temacie powinni tej produkcji przyklasnąć. Jak będzie, się okaże. Ja jestem filmem zachwycona.
Nie jest to horror, który ma na celu wzbudzić groteskowy lęk, poprzez stałe zagrania z gwałtownymi emanacjami komputerowo wygenerowanych straszydeł. Efektów nie uświadczymy tu wiele, a to co zobaczymy zaprezentowane jest ze smakiem.
To co najbardziej spodobało mi się w realizacji tego projektu to bijący z każdego kadru naturalizm. Szarobura kolorystyka, przygnębiające plenery, oszczędna przestrzeń. Na rzecz owego naturalizmu świadczy też świetne odwzorowanie klimatu czasów w jakich rozgrywa się historia, kostiumy, scenografia. Wszystko zaprezentowane bardzo realistycznie. Nie jest to forma jaka może kojarzyć się z kinem grozy opartym na wątkach paranormalnych. Tu przywykliśmy do innej estetyki, bogatszej, bardziej przejaskrawionej.
Porównując „The Witch” z innymi filmami poruszającymi podobną tematykę, z podobnym tłem wizualnym można doznać sporego zaskoczenia. Weźmy np. obraz lasu z remake „Evil Dead„. Taki śliczniutki, dopieszczony, nasycony kolorami, mroczny aż do przesady, od razu widzimy, że to siedlisko zła. Weźmy teraz z XVII wieczny las w Nowej Anglii przedstawiony w „The Wich”. Tu zło nie obawia się tak bezczelnie. Jednak widząc brodzących w gęstwinie bohaterów, widząc rosłego uszatego na środku ścieżki mamy czytelny sygnał, że coś tu się dzieje. Jedno spojrzenie w dziwne oczy dzikiego stworzenia i już rośnie poziom niepokoju. Gałęzie drzew wcale nie muszą obłapiać bohatera.
Dzięki temu umiarowi, każdy najmniejszy sygnał od razu zostanie wychwycony przez widza, który nie zostanie przygnieciony nawałnicą niewyjaśnionych zdarzeń, a ukuty igiełką strachu.
Obok tak naturalistycznej warstwy wizualnej stoi bardzo niejednoznaczna fabuła. Początkowe sceny sugerują nam, że czary w świecie przedstawionym w filmie w jakiś sposób istnieją. Są zaprezentowane za pomocą sugestii, ale nie ukazując nam wszystkiego. Widzimy raczej cienie niż prawdziwe wydarzenia. To jest pewnego rodzaju wskazówka dla filmowej pointy. Czy to dzieje się naprawdę, czy jest tylko cieniem podejrzenia rzuconym w wyniku rozpaczy?
Sytuacja w jakiej znajduje się rodzina Williama jest nieciekawa. Wygnani, w zasadzie na własne życzenie, odcięci od ochrony jaką dawał purytańska społeczność. Targani niepokojem o własny los.
Kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach znika mały Sam pojawiają się pierwsze podejrzenia. Ojciec rodziny,William stara się racjonalizować sytuacje. Chce wierzyć, że niemowlę porwał wilk. Ale co jeśli nie było żadnego wilka?
Tu chytre spojrzenie małżonki Williama kieruje się w stronę najstarszej córki, Thomasin. Sprawa jest przedstawiona w tak mało kategoryczny sposób, że w pewnym stopniu jesteśmy w stanie podzielić to podejrzenie. Kilka scen z udziałem dziewczyny, może zachwiać realizm sytuacji. Jednak nie jest ona jedyną podejrzaną. Może czarownicą z lasu jest jej mała siostrzyczka, Mercy? Może mała Mercy i jej braciszek bliźniak Jonas sprzedali dziecięce dusze diabłu pod postacią gospodarczego zwierzęcia, czarnego kozła o imieniu Philip? Absurdalne? Niekoniecznie, jeśli przyjrzeć się ich dziecięcym zabawom. Może bliźniaki są po prostu rozbestwione i krnąbrne, a może ich zabawy z Czarnym kozłem, 'szepty’ to sprawa innej natury?
Wszytko przedstawione jest w taki sposób byśmy nie wiedzieli nic.
Ogromną rolę odgrywa tu warstwa dramatyczna scenariusza. Akcja osadzona jest w XVII wieku, a jej bohaterami są koloniści. Nędza jaką dzieli rodzina jest ważnym elementem całej układanki. Może im wszystkim odwaliło z głodu? Brak zrozumienia, brak rozsądnej perspektywy sprawia, że wszyscy w końcu kierują swoje myśli w stronę wiary w nadnaturalne. Bóg ich każe, szatan kusi, czarownice rzucają uroki.
Wycieczka małego Caleba do lasu w towarzystwie starszej siostry też nie musi być jednoznacznie odczytana jako pułapka czarownicy. Może młodemu odwaliło na tle seksualnym? Może czuł się winny z powodu fizycznego pociągu jaki odczuwał do Thomasin?
Obłęd w drobną kratkę. Ziarno niepokoju zostaje zasiane co pociąga za sobą oczywiste plony. Wybuch i eskalacja ich lęku przybierze krwawy wymiar. Jedna z końcowych scen z udziałem matki była tu czystym ukłonem w stronę horroru. Jeśli zobaczycie film z pewnością odgadniecie, o który fragment mi chodzi.
Techniczne film jest dopieszczony na miarę hollywoodzkich produkcji. Dźwięk, montaż, prowadzenie kamery, bardzo precyzyjne ujęcia. Sceny z wyskakującymi potworami zastąpiono tu jedynie gwałtowniejszymi zrywami filmowej muzyki. To się bardzo sprawdza i pasuje do wyważonego tonu opowieści. Aktorstwo też przyniosło miłe wrażenia. W zasadzie wszyscy bez wyjątku spisali się na medal. Jak jak zawsze najbardziej doceniam role najmłodszych. Mała Mercy była upiornym dzieckiem. Jej ekspresja skojarzyła mi się z rolą Anny Paquin w „Fortepianie”.
Epilog, który pozornie opowiada się jednoznacznie po jednej z wersji wydarzeń nie przekonał mnie do końca. Osobiście ucięłabym temat wcześniej, pozostawiając kwestię nierozstrzygniętą, ale to z kolei mogło by zaboleć zwolenników czystości gatunkowej, którzy mogli by taki rozgrzebany temat odnotować na minus dla horrorowych kryteriów.
„The Witch” będzie na pewno jedną z lepszych tegorocznych produkcji w mojej ocenie. Jeśli chodzi o moje wymogi względem kina grozy to wywiązał się z nich przepysznie.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:8
Klimat:9
Napięcie:8
Zabawa:8
Zaskoczenie:6
walory techniczne:10
Aktorstwo: 9
Oryginalność:8
To coś:9
79/100
W skali brutalności:1/10
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Jak dla mnie wszystko było dość jednoznaczne już wcześniej niż w finale, co prawda na upartego można by silić się z interpretacją „a może tylko im odbija” (którą można przecież odnieść też do ostatniej sceny) ale to już by musiało być bardzo na siłę. W ogóle fabularnie szczególnie mnie ten film nie przekonał, ale na pewno wygrywa realizacją, atmosferą i oddaniem ducha tamtych czasów łącznie z tym staroangielskim gadaniem. A najlepszy i tak był Black Philip, który doczekał się nawet konta na twitterze, o memach czy innych hołdzikach na sieci nie wspominając. 😉
Gość: Lia, *.dynamic.chello.pl napisał
Dzięki za recenzję! Właśnie obejrzałam i zgadzam się w pełni. Świetna pozycja i warto się z nią zapoznać.
Gość: R2rro, *.red-79-152-79.dynamicip.rima-tde.net napisał
Jestem na świeżo po seansie. Film zrobił na mnie wrażenie i chociaż pewnie można by było się przyczepić do zakończenia które może być odczytywane jednoznacznie to cała reszta tj. aktorstwo, zdjęcia, muzyka i dbałość o oddanie realiów tamtych czasów stoi na najwyższym poziomie. Jeśli ktoś jeszcze nie widział to polecam.