Rosemary baby/Dziecko Rosemary (1968)
Roman Polański bez wątpienia tym filmem dokonał przełomu. Ugruntował też na dobre swoja pozycję niesamowitego reżysera. „Dziecko Rosemary” to film, który każdy powinien obejrzeć i każdy powinien się nim zachwycić.
Rok ’68 to czasy przed „Egzorcystą” czy „Omenem”, czyli innymi głośnymi horrorami poruszającymi wątki religijne. Jest to epoka przed nalotem krwawych slasherów. To jest po prostu początek.
Historia Rosemary Woodhouse to horror idealny. Miałam nieprzyjemność oglądać wiele prób powielenia jej i każda kończyła się fiaskiem (np. film „Błogosławiona”). Genialnego zamysłu jednak nie da się tak łatwo podważyć…
Rosemary i jej mąż aktorzyna Guy wprowadzają się do mieszkania w kamienicy, której właścicielami są ekscentryczni staruszkowie, państwo Castevet. Ich role zapadły mi w pamięć na tyle, że teraz myśląc o „groźnych” wyznawcach kultu szatana od razu wizualizuje sobie tą aktorską parę.
Rosemary to niewinne dziewczę, które mąż i reszta szatańskiej gromady wykorzystują jako inkubator dla bestii. Roman Polański często używał absurdu dla ubarwienia tej historii. Groteską trąciło uzasadnienia przez Guy’a faktu, że sprzedał żonkę satanistom, także moment, w którym Rosemary poucza starą Minnie jak kołysać małe diablątko.
Rola Mii Farrow była taką sensacją w tamtych czasach, że do dziś kojarzona jest jako „opiekunka” antychrysta. Dowodem może być jej angaż do roli Pani Baylock w niekoniecznie udanym remak’u „Omena” z 2006 roku.
Poza doskonałą obsadą mistrz Polański zaprosił do współpracy Krzysztofa Komede, który stworzył diabelską kołysankę nuconą przez Mię Farrow, która stała się głównym tematem filmu. Polański lata później równie dobrze rozprawił się z motywem szatana w „Dziewiątych wrotach.”
Bardzo ciekawa jestem pierwowzoru, czyli książki Iry Levina…
Moja ocena:
Straszność:6
Klimat:10
Fabuła:10
Zabawa:10
Zdjęcia:10
Dialogi:10
Aktorstwo:10!
„To coś”:10
Oryginalność:10
Zaskoczenie:10
94/100
Gość: funny bear, *.icpnet.pl napisał
9/10