The Ward / Oddział (2010)
W tym tygodniu to będzie już trzeci opisywany przeze mnie horror poruszający wątek szpitala psychiatrycznego. Oj mnożą się mnożą takie filmy nie od dziś 🙂
W głównej roli mamy Amber Heard, którą mieliśmy przyjemność oglądać już w kilku horrorach, między innymi w „Wszyscy kochają Mandy Lane”. Ładne jest z niej dziewczę, aktorsko też daje radę, więc czemu nie? Wciela się tu w postać Kristen, która zostaje odstawiona do psychiatryka po tym jak zostaje złapana przy podpalaniu domu. Nie wie dlaczego to zrobiła.
Obraz szpitala psychiatrycznego w najnowszym filmie Johna Carpentera w niczym nie przypomina dobrze nam znanych z innych filmów upiornych placówek, gdzie smród brud i ubóstwo tylko podkręca obłęd jego mieszkańców. Kristen trafia na oddział zamknięty przeznaczony podobno dla wyjątkowo niebezpiecznych czubków. Na owym oddziale spotyka cztery inne nastoletnie pacjentki. Żadna z nich nie wykazuje większych oznak szaleństwa. A już na pewno nie są wyjątkowo niebezpieczne. Personel oddziału składa się z trzech osób: Lekarza psychiatry, salowego i pielęgniarki. Spośród nich tylko ostatniej z osób źle z oczu patrzy. Ewidentnie John Carpenter pozbawił placówkę typowego uroku. Czemu to zrobił? Doprawdy nie wiem.
Kristen niechętnie zadomawia się na oddziale. Po krótkim czasie zaczyna doświadczać dziwnych zjawisk. Ktoś nocą snuje się po korytarzach, słychać podejrzane dźwięki. Na domiar złego pacjentki zaczynają ginąć w podejrzanych okolicznościach. Dziewczyna postanawia jak najszybciej się stamtąd wydostać.
Mimo iż Carpenter kompletnie skopał obraz zakładu psychiatrycznego, włożył sporo wysiłku w budowanie napięcia. Akcja ma dość nierówne tępo, co i rusz następuje zryw. Pojawia się niebezpieczeństwo przed którym trzeba zwiewać. To sprawia, że film mimo iż mnie nie zachwycił, to przynajmniej mnie nie znudził.
Finalne rozwiązanie całej zagadki, zaskakuje, ale jest równocześnie bardzo banalne.
Cały film budowany jest na ogranych schematach, nie zobaczymy tu absolutnie nic, co by dało jakiś powiew świeżości. Wszystko to znamy, dodatkowo wykorzystane zostało w bardzo standardowej formie.
Groza jest tu mocno wymuszona.
Na prawdę trzeba być człowiekiem dobrej woli żeby przymknąć oko na liczne to niedociągnięcia to przegięcia fabularne.
Miałam trochę wrażenie, że filmowe wątki zostały tu wrzucone i zmiksowane. Kiedy poznamy już rozwiązanie zagadki okaże się bowiem, że połowa przestawionych tu wydarzeń nie miała żadnego sensu. I nawet bym się nie czepiała o to tak wytrwale, gdyby nie fakt, że jest to film Carpentera. Co prawda scenariusz jest tworem dwóch innych osób, ale ktoś taki jak Carpenter mógłby tu sporo zwojować, sporo pokazać a tego nie zrobił.
Brak mi tu konkretnej wizji i stylu. Zabrakło też klimatu, a chyba właśnie do horroru nastrojowego aspirował ten obraz.
Moja ocena:
Straszność: 6
Fabuła:6
Klimat:6
Aktorstwo:6
Zdjęcia:8
Zaskoczenie:7
Zabawa:7
Dialogi:4
Oryginalność:3
To coś:4
57/100