Spalovač mrtvol/Palacz zwłok (1969)
Po seansie z rekinem musiałam się czym prędzej intelektualnie reanimować, więc ażeby mieć pewność, że trafię na coś wartościowego, poczęłam poszukiwania pośród filmów czarno-białych. Tak oto trafiłam na bardzo oryginalny twór:
„Palacz zwłok” jest obrazem, który zawdzięczamy naszym czeskim sąsiadom. Przyznam, że chyba nigdy nie oglądałam czeskiego filmu z gatunku horror, albo przynajmniej nie oglądałam takiego, który zapadłby mi w pamięć. „Palacza zwłok” z pewnością zapamiętam…
Oglądałam go w gorączce, co za pewne jeszcze bardziej przysłużyło się temu ze idealnie wkręciłam się w schizę głównego bohatera:)
Owym bohaterem jest tytułowy palacz zwłok.
„Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”, Karl czuje się wyjątkowy jako wykonawca tych boskich słów. Pracuje w krematorium, gdzie dokonuje cudu obracania w proch człowieczych szczątków w ciągu 75 minut. Nie każdy dopatrzy się w tym boskiej misji i posłannictwa z nieba. Nie każdy. Bo nie każdy jest chorym psychicznie psychopatą, jak Karl. Ale nie wyprzedzajmy wypadków.
Naszego bohatera poznamy najpierw jako oddanego rodzinie i of course pracy bogobojnego i perfekcyjnego w każdym calu mężczyznę, na którego twarzy zawsze widać pogodny uśmiech, płynący, zapewne z poczucia spełnionego obowiązku. O tak, Karl bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki.
W tej produkcji jego postać stała się w pewnym sensie pretekstem do poruszenia kwestii wpływu ideologii na jednostkę. Karl zachęcony przez faszystowskich propagandzistów, niemal siłą woli zmienia krew w swoich żyłach na aryjską. Jak typowy paranoik, wierzy w to co wymyśli sobie poprzedniego dnia.
Tak oto wciela doktrynę faszyzmu w swoje życie nie bacząc na ofiary. Tylko się nie bójcie, nie jest to film polityczny, mimo iż kwestia ta odgrywa rolę w prezentowanych wydarzeniach: Problem holocaustu przewija się zarówno na poziomie dosłownym – donoszenie, morderstwa – jak i na poziomie metafory – piece krematoryjne, wielkie projekty i plany Karla.
Jako dobrze przystosowany psychopata Karl znajduje uzasadnienie dla swoich czynów, z pomocą przychodzi ideologia faszyzmu okraszona dobrze rozwiniętą paranoją. Nawet książkę traktującą o Tybecie i reinkarnacji potrafił przełożyć sobie, tak by pasowała do poglądów, które obecnie przyjął.Że już nie wspomnę o „ostatecznym rozwiązaniu” jakie zapodał swojej rodzinie:)
W obrazie spotkamy się z taką nawałnica symboliki, że czasem trudno jest się w tym odnaleźć. Nie mówię, że to źle, po prostu momentami czułam się głupia i nierozgarnięta próbując ogarnąć, co może się kryć za postacią czarnowłosej dziewczyny, którą Karl widuje w różnych okolicznościach, albo co oznacza całująca się para zakochanych siedząca na nagrobku, czy też groteskowa para małżeńska: wiecznie rozhisteryzowana czymś kobieta i mąż wciąż pokrzykujący na nią, że jest wariatką. Postaci te przewijają się przez cały film i rękę dam sobie uciąć, że jest w tym jakiś głębsze znaczenie. Oczywiście mam jakieś swoje podejrzenia, ale nie chce uprawiać wodolejstwa. Skupię się więc na tym co wiem.
Wiem, że film jest arcydziełem pod względem formy. Ujęcia są perfekcyjnie zrobione, ostre, mocne, dokładne. Każde zbliżenie kamery, było jednocześnie zbliżeniem się do szaleństwa.
Autentycznie czułam się zagrożona w momentach, kiedy kamera nazbyt zbliżała się do twarzy Karla i zawężała bezpieczną przestrzeń.
Wszystko to, zrobione w tak przemyślany i dokładny sposób, że nie zmieniałbym ani jednego ujęcia.
Moja ocena:
Straszność: 5
Fabuła:9
Klimat: 9
Aktorstwo:10
Zdjęcia:10
Zaskoczenie:8
Zabawa:8
Dialogi:8
To „coś”:10
Oryginalność:10
87/100