Hallow Road (2025)

Jest już noc gdy Maddie odbiera telefon od swojej osiemnastoletniej córki, Alice. Wkrótce jest już w swoim aucie, wraz z mężem Frankiem, gnając na złamanie karku w poszukiwaniu swojego dziecka. Będąc w kontakcie telefonicznym dowiaduje się, że doszło do wypadku, w którym Alice najwyraźniej potrąciła jakąś kobietę.
Najnowszy film Babaka Anvari „Hallow Road” na gruncie gatunkowego thrillera próbuje rozprawić się z rodzicielskim dylematem brania odpowiedzialności za błędy dziecka. Sytuacja, której postawieni zostają Maddie i Frank jest tyle przerażająca, co prawdopodobna. Komu narwany małolat nie dał nogi z domu w środku nocy, niech pierwszy rzuci kamieniem 😉 Wypadek, sytuacja losowa, może przydarzyć się każdemu. Pech chce, że przydarza się Alice. Dziewczyna szuka pomocy u rodziców, którzy oczywiście rzucają jej się na ratunek. Mama instruuje jak przeprowadzić resuscytację, nakazuje wezwanie karetki, a tata… a tata kombinuje jak odsunąć odpowiedzialność za zdarzenie od córki.

Napięcie jakie twórca buduje wokół sytuacji narasta już od pierwszych minut. Pusty cichy dom, zepsuty czujnik alarmu, który wydaje z siebie niepojący, jednostajny jęk. Kolacja na stole, rozgrzebane jedzenie, które ktoś olał w trakcie konsumpcji. Do czegoś tu doszło, ale jeszcze nie wiemy do czego.
Nie słyszymy co Alice podczas pierwszej rozmowy mówi matce. Czy coś mówi? Dopiero gdy trafiamy wraz z bohaterami do klaustrofobicznego wnętrza auta usłyszymy głos autorki całego zamieszania. Ale tylko głos, nie będzie nam dane zobaczyć Alice. Wszystkie emocje są zamknięte we wnętrzu auta: strach, rozpacz, wściekłość. Przyjrzeć możemy się tylko jej rodzicom, ale cała narracja zbudowana jest na zasadzie audio dramy – tego czego nie widzimy musimy sobie wyobrazić, co jest na swój sposób inspirujące.

Psychologiczny thriller o rozdzierającym rodzinnym konflikcie w pewnym momencie przepoczwarza się w coś zupełnie innego. Nie tak całkiem bez ostrzeżenia. To wyjątkowo mroczna przejażdżka, więc następujący w pewnej chwili tonal twist nie jest tak zupełnie od czapy. Scenarzysta zaczyna eksperymentować z horrorem nadnaturalnym, ale nie porzuca całkowicie kontekstu psychologicznego czego dowodem jest finał.
W mojej ocenie cały projekt wypada dobrze, mimo pewnych nieścisłości. O tych, można by prawić do białego rana rzucając spoilerami na prawo i lewo. Faktem jest, że pewne kwestie dałoby rade domknąć lepiej, ale jakoś przesadnie mnie to nie gryzie. Film ma naprawdę świetny klimat, klaustrofobiczny, mroczny, gęsty, a fabuła angażuje ze względu na swoją zwartość – wszystko rozgrywa się tu i teraz, w jednej nieprzerwanej linii czasowej. Mamy tu też świetny aktorski pojedynek „Zaginionej Dziewczyny” z „Perrym Masonem” i między tym dwojgiem jest autentyczna chemia. Oglądajcie.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła: 8
Klimat:9
Napięcie:8
Zaskoczenie:7
Zabawa:7
Walory techniczne:8
Aktorstwo: 8
Oryginalność: 8
To coś:8
73/100
W skali brutalności:1/10

Dodaj komentarz