Jeden Bóg – Katarzyna Mlek
Rok 2015. Mirosław Zieliński syn rolnika i ambitny biotechnolog zaczyna zdobywać świat. Z pomocą majętnego i bezwzględnego kochanka przejmuje amerykańską firmę Plantinium i w środku Europy, w zapomnianej przez inwestorów Łodzi otwiera swoją firmę.
„Genesis” zaczyna od genetycznie modyfikowanej roślinności by w 2087 skończyć jako światowy potentat klonujący ludzi, trzymający w garści nie tylko Europę, ale i cały świat.
„- Przesadzasz. Przecież bóg jest tylko jeden, czyż nie?
– Fakt wszyscy lubimy pieniądze”
O planach autorki „Zapomnij patrząc na słońce„, wydania 'futurystycznej powieści’ , „ciężkiej i obrazoburczej” wiedziałam jakiś rok temu. Pani Katarzyna poleciła trzymać kciuki za książkę, tak więc trzymałam. Nie miałam pojęcia z czym teraz wyskoczy, bo każda z trzech, teraz już czterech, kolejnych książek jakie udało się wypuścić na rynek są od siebie skrajnie różne.
Przeważnie pisarze trzymają się jednego tematu, podobnej stylistyki, czy też skupiają się na płodzeniu niekończących się kontynuacji sprawdzonej już na rynku wydawniczym historii.
Katarzyna Mlek prze na przód, rzucając coraz to nowsze pomysły. Teraz proponuje swoim czytelnikom historię przyszłości. Konsekwentnie buduje świat przedstawiony wybiegając w przyszłość praktycznie o wiek. Wyobraźnia, a także zwykła zdolności dostrzegania tego, dokąd zmierza nasz świat podsunęła jej wyjątkową wizję.
To jak szczegółowo, konsekwentnie i bez wysiłku opisuje 'nowy wspaniały świat’ robi kolosalne wrażenie.
W jej prozie chyba najbardziej cenię lekkość z jaką płynie w swoim pisarstwie, nie sprawia wrażenia, że napisanie kolejnej powieści było dla niej jakimś wyczynem.
Czytelnik wyczuwa, gdy książka powstaje w bólach. Wyczuje każdy brak weny w kolejny fragmencie tekstu. Tu ani przez moment nie wyczułam zniżki formy.
„Jeden bóg” jest bezpretensjonalny, bardzo dobitny i szczery w swoim przekazie. Nie ociera się o tanie sci- fi mimo iż opiera się na tym, z czym ani autorka ani większość czytelników najpewniej nie miała do czynienia. Mam tu na myśli obraz, szczególnie ten, który poznajemy od wewnątrz, wielkiej korporacji, która przełamuje kolejne bariery tego, co jedni nazwą moralnością, a inni zwykła ludzka przyzwoitością.
Już od pierwszych stron wiemy, że mamy do czynienia z bohaterami bezwzględnymi w swoich dążeniach.
Czołowy zawodnik wyrzeka się wszystkiego dla kariery, nawet własnego imienia, przyjmując pseudonim jaki nadał mu kochanek- Miran. Podobnie jego partnerka Sylwia/ Satia, chce mieć wpływ na losy świata, chce go zmienić, zmodyfikować, ulepszyć. Dlatego, że jest idealistą? Nic z tych rzeczy. Miran jest dla mnie zagadką. Jego portret literacki jest bardzo wnikliwy, a jednocześnie nie byłam w stanie zrozumieć tego człowieka. Nieustannie idzie do przodu stosując taktykę spalonej ziemi. Nie liczy się z nikim, nie szanuje nawet samego siebie, bo gotowy jest na znoszenie najgorszych upokorzeń by tylko iść w górę.
Z góry widzi się więcej, ale czy to co zobaczy Miran w epilogu powieści, gdy będzie na szczycie szczytów na pewno mu się spodoba?
Cała powieść rozgrywa się na przestrzeni wieku. Początek to rok 2015, początek kariery Mirana, która zaczyna się od… zbrodni. Miranowi wszytko uchodzi płazem, dlatego przekracza granice niedostępne dla innych.
Trochę zastanawia mnie tytuł powieści, bo co on nam mówi? Bez sprzecznie nawiązuje do rozmowy jaka pada w powieści, którą pozwoliłam sobie zacytować, ale jak tytuł ma się do całej treści? Chodzi o to, że bóg jest tylko jeden i jest nim człowiek? To on buduje i niszczy, nikt inny tylko on?
Bogato przedstawione tło społeczne tylko pogłębia rosnącą w czytelniku frustrację. 'Nowy wspaniały świat’ w wyobraźni autorki to społeczeństwo zmanipulowane, ograbione ze wszystkiego, co ludzkie, do bólu konsumpcyjne.
Ale czy to aby na pewno taka fantastyka? Osobiście wydaje mi się, że autorka po prostu przedstawiła konsekwencje tego, z czym mamy do czynie już dziś. Dlatego właściwą akcję powieści dzieli tylko rok od obecnego 2014 roku. W końcu koniec świata dzieje się teraz, czemu by czekać na jego początek następne tysiąclecie?
Katarzyna Mlek wykorzystuje wszystkie społeczne obawy i wątpliwości, jakie niesie za sobą rozwój technologii, medycyny. Jej wizja mimo iż tak niesamowita, jest bardzo prawdopodobna. Modyfikowana żywność, manipulacje koncernów, by wprowadzić na rynek coraz to bardziej ekstremalne wynalazki, aż wreszcie całkowite odczłowieczenie człowieka.
„-Serio. Na zły dzień mamy podkręcacze, jak się chce spać mamy pobudzacze, wszytko legalne. Pewnie nieszkodliwe, a jeśli nawet, to co? Przeszczepimy się i już. Ta się tu żyje. Carpe Diem!”
To przerażające i dobitnie prawdziwe zarazem. W swojej książce autorka skupia się na czołowych bohaterach rządzących Genesisem, ale wprowadza na plansze też pionki, takich zwykłych ludzi, którzy symbolizują całe społeczeństwa. Nie brakuje tu desperatów, psychopatów, karierowiczów, idiotów.
Niebywały talent do wnikania i portretowania ludzkiej natury pisarka pokazała już wcześniej, więc nie było dla mnie zaskoczeniem, że i tym razem tak świetnie rozprawiła się z tematem.
Książkę mogę polecić praktycznie każdemu. Jest bardzo wciągająca, doskonale przemyślana i niebywale interesująca.
W paczce z egzemplarzem powieści dostałam puszkę z ziarnem modyfikowanym:) Nie mam pojęcia co z nią zrobić, może wyhoduje sobie na parapecie jakiegoś mutanta?
Moja ocena:9/10
Za książę bardzo dziękuję autorce, Katarzynie Mlek.
skup0brazow napisał
mało książek bazuje z moją rodzinną Łodzią, a z tego co widzę to bardzo wysoko ją oceniłeś, muszę koniecznie przeczytać
ilsa333 napisał
W tej książce Twoja Łódź staje się centrum świata:)